Człowiek-Real

O wyrównaniu przez Raula rekordu strzelonych dla Realu Madryt goli, dotychczas dzierżonego przez Alfredo di Stefano, nie pisaliśmy z bardzo prostej przyczyny. Wiadomo było, że już za moment Raul będzie rekordzistą samotnym. I jest.

I tak kazał czekać zaskakująco długo, bo aż dwa tygodnie. Tydzień wcześniej bowiem Real wygrał z Racingiem Santander tylko 1:0 po golu Higuaina. Kapitan Realu jakby chciał naprawić to niedopatrzenie, bo w niedzielę trafił dwa razy.

O wielkości Raula w zasadzie nie da się pisać, bo wszystko idealnie streszcza bezduszna matematyka. Sześciokrotnie wygrywał mistrzostwo Hiszpanii - pierwszy raz w 1995 r. jako wybitnie utalentowany osiemnastolatek, który po strzeleniu szesnastu goli w siedmiu meczach do pierwszego zespołu został przesunięty bezpośrednio z Realu Madryt C. W Lidze Mistrzów triumfował trzykrotnie, w tym dwa razy (z Valencią i Bayerem Leverkusen) strzelał bramkę w finale. Dwukrotnie wygrywał Puchar Interkontynentalny, raz Superpuchar Europy, czterokrotnie Superpuchar Hiszpanii. Z trofeów, które mógł zdobyć tylko Pucharu Króla nie wygrał ani razu. Imponujące są też jego indywidualne osiągnięcia. Z 44 bramkami jest najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Hiszpanii, jest też rekordzistą Ligi Mistrzów pod względem zarówno występów (123), jak i bramek (64).

Ciężko też o nim pisać choćby dlatego, że Raul, szczególnie z najlepszych czasów to napastnik kompletny. Operujący obiema nogami, potrafiący dryblować jeśli nie bajecznie, to przynajmniej bardzo skutecznie, szybki, silny, dobrze grający głową, w dodatku walczący przez cały mecz. A poza tym posiadający to coś, co sprawia, że to właśnie jego piłka szuka w polu karnym. Atutów Raul zgromadził tyle, że żadnego z nich nie sposób uczynić jego znakiem firmowym, bo już pchają się kolejne. Nie można zamknąć go w jednym elemencie gry opanowanym ponad ludzkie wyobrażenie - jak precyzja strzału i podania Beckhama lub Pirlo, jak olśniewający drybling Ronaldinho czy Messiego.

Przy okazji to piłkarz wyjątkowy - symbol Realu, choć przygodę z piłką zaczynał w juniorach Atletico Madryt. Jednak w 1992 r., kiedy prezes Atletico szukając oszczędności zlikwidował grupy juniorskie, Raul przeniósł się za miedzę i pozostał tam na następne siedemnaście lat. W październiku minie 15 lat odkąd zadebiutował w pierwszej drużynie.

Bliski opuszczenia klubu był w zasadzie tylko raz, u schyłku prezesury Florentino Pereza i jego koncepcji galaktycznej, kiedy publicznie stwierdził, że może odejść z klubu, jeśli ma mu to pomóc. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo ani Perez ani Calderon nie miał skłonności samobójczych i nie zamierzali pozbywać się ukochanego przez kibiców symbolu.

W zasadzie Raulowi trudno wytykać jakieś wady. Nigdy nie dostał czerwonej kartki, nie wykłócał się z sędziami, w przypominającym stado małp na odrzutowcu galaktycznym i rozdokazywanym cyrku zawsze pozostawał modelowym profesjonalistą. Największą skazą na jego reputacji pozostał chyba gol strzelony ręką w 2001 r. w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Leeds.

Jeśli koniecznie zacząć szukać na niego haków - trzeba przyznać, że w czasach kryzysu i czteroletniej posuchy trofeowej nie potrafił pociągnąć kolegów do zwycięstw, ale sam się do ich mizernej formy dostosował. Jeden z ówczesnych piłkarzy Realu na uwagę, że Raul od kilku miesięcy nie gra najlepiej odpowiedział ''chyba raczej od kilku lat''.

Jeśli koniecznie chce się podrążyć jeszcze odrobinę, żeby laurkę dla Raula nieco odbrązowić - trzeba też przyznać, że jego medialny obraz, grzecznego miłego chłopca z dobrego domu nie zawsze odpowiada prawdzie. Jak pisze Sid Lowe, zajmujący się ligą hiszpańską dziennikarz ''Guardiana'', który stosunki panujące w Realu zna naprawdę dobrze (pracował jako tłumacz Davida Beckhama, Michaela Owena i Thomasa Gravesena w ich madryckich czasach) - Raul to człowiek, który swoją rolą kapitana drużyny przejmuje się wręcz patologicznie, czym potrafi skutecznie popsuć atmosferę w szatni. Do Ronaldo ponoć otwarcie odnosił się z niechęcią, starał się zmarginalizować w drużynie rolę Nicolasa Anelki i Michaela Owena. Innym zawodnikom też zdarzało się narzekać, że ich relacje z kapitanem były odwrotnie proporcjonalne do roli, jaką odgrywali w klubie. Stara się także wpływać na transfery - to on podobno zniechęcał szefów do ściągnięcia Davida Villi, a z obecnym trenerem Juande Ramosem spotkał się trzy tygodnie przed jego zatrudnieniem.

Co z drugiej strony nie musi być problemem. Jakby nie patrzyć, to zawodnik, który uosabia jeden z najwspanialszych okresów w długiej historii klubu i bez którego wiele triumfów, szczególnie przedgalaktycznych, byłoby najzwyczajniej w świecie niemożliwych. Już pobił rekord di Stefano, a sam zainteresowany, obecnie honorowy prezes Realu stwierdził, że jeszcze ten rekord wyśrubuje, osiągając pułap 400, a może nawet 450 goli.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Agora SA