Najbardziej oczywiste jest to, dlaczego zyskuje Beckham. Przechodzi z piłkarskiej prowincji do wielkiego (choć przeżywającego ostatnio problemy ) klubu, znacząco zwiększa swoje szanse na grę w reprezentacji Anglii i wyjazd na przyszłoroczny mundial, zyskuje okazję by jeszcze raz, po dwóch latach niebytu, powalczyć o największe europejskie trofea zamiast gnić w słabej lidze amerykańskiej. W dodatku transfer ten (choć na razie mówi się tylko o przedłużeniu wypożyczenia do końca sezonu w Europie) nie jest obarczony praktycznie żadnym ryzykiem, bo Beckham w Milanie gra od dwóch miesięcy, sprawdził się i wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Owszem, zapewne straci finansowo, ale po dwóch latach grania i zarabiania w Galaxy raczej nie będzie sobie krzywdował.
O tym, że zyskuje Milan również nie trzeba nikogo przekonywać. Mediolańczycy zyskują na stałe zawodnika, który w ciągu zaledwie dwóch miesięcy stał się jedną z najważniejszych postaci w drużynie. Wydawało się, że jego największą zaletą będzie sprzedaż kilku (-dziesięciu? -set? tysięcy?) koszulek, tymczasem Anglik błyskawicznie wskoczył do pierwszego składu. Zaczął strzelać bramki (dwie w pierwszych czterech meczach), asystować, a przy okazji - potrafił załatać dziurę w składzie po kontuzjowanym Gennaro Gattuso, największym wojowniku drużyny, facecie od czarnej roboty, bez którego obrona Milanu radzi sobie co najwyżej średnio. Dziś, w momencie kiedy zespół jest zdziesiątkowany kontuzjami, bez Beckhama trudno w ogóle wyobrazić sobie drużynę. Także samym zawodnikom, którzy zgodnie podkreślali, że nie wyobrażają sobie, żeby Anglika miało w drużynie zabraknąć.
Ale na tym transferze zyskuje także Los Angeles Galaxy. Choć jego działacze chętnie przedstawiali się w roli ofiar - również z ich punktu widzenia propozycja dla Beckhama to dar niebios. Dziś bowiem można już spokojnie powiedzieć, że dwuletnia przygoda Anglika z MLS okazała się klapą. Jego największym sukcesem był rekord sprzedanych klubowych koszulek - po ogłoszeniu jego transferu sprzedano 250 tysięcy koszulek LA Galaxy.
Na boisku było dużo gorzej. W pierwszym sezonie Beckham, który przez sześć tygodni leczył kontuzję, zagrał tylko osiem meczów (5 w lidze), strzelił jedną bramkę i miał trzy asysty. Galaxy nie awansowało do play-off - w trzynastozespołowej lidze zajęło 11. miejsce. W drugim sezonie Beckham grał już znacznie więcej - łącznie wystąpił w 25 meczach, strzelając w nich pięć bramek, dwukrotnie został wybrany piłkarzem tygodnia. Galaxy jednak ponownie nie awansowało do play-off - w lidze było przedostatnie, choć jego napastnik, Landon Donovan z 20 bramkami w 25 meczach został królem strzelców.
Dlaczego tak się stało? Cóż, w pewnym sensie z winy samego piłkarza.
Takimi słowami Beckham przywitał się z Ameryką, szybko jednak okazało się, że większość z nich nie ma szans się spełnić. Beckham przyszedł bowiem do kiepskiej drużyny, której pojawienie się jednego zawodnika, nawet tak klasowego nie było w stanie odmienić. W dodatku jego supergwiazdorski kontrakt w warunkach salary cap okazał się dla klubu poważnym problemem, na co wyraźnie zwracał uwagę Frank Yallop, ówczesny trener Galaxy:
Po dwóch latach mizerii klubu z Los Angeles widać wyraźnie, że z takim obciążeniem jak kontrakt Anglika w warunkach amerykańskich po prostu nie da się zbudować mocnej drużyny. Pozbycie się go da klubowi większą swobodę płacową i szansę na przebudowanie składu. Z coraz starszym i zapewne coraz bardziej zniechęconym Beckhamem (choćby rejteradą Donovana do Bayernu Monachium) szanse na rozwój były minimalne. Być może udałoby się po trzech latach niepowodzeń wreszcie awansować do play-off, ale na pewno nie nastąpiłby żaden przełom. Dodatkowo - to idealny moment na sprzedaż Beckhama biorąc pod uwagę, że jak ujawniło ESPN, w jego kontrakcie jest zapis, który umożliwiłby mu w październiku (po zakończeniu sezonu 2009) opuszczenie Galaxy za darmo.
Piotr Mikołajczyk