O trenerze, co się sędziom nie kłania

Ron Jans jest trenerem holenderskiego FC Groningen, trenerem zasłużonym, pracującym w klubie nieprzerwanie od 2002 roku. Ostatnio jednak głośniej o jego ciekawych konfrontacjach z sędziami, niż o wybitnych dokonaniach szkoleniowych.

Gdy Groningen rozgrywa mecz z Heerenveen, kibice pierwszych drżą na myśl o gorącej głowie swojego trenera, kibice drugich śpiewają chwalebne pieśni na jego cześć. Dlaczego?

Każdy trener ma jakąś piętę achillesową, każdy trener ma swój koszmar, śniący się regularnie, również na jawie. Trener Ron Jans śni w tym sezonie właśnie o meczach z Heerenveen. Scenariusz jest bowiem zawsze taki sam. Zbliża się koniec spotkania, jest remis i Heerenveen strzela decydującego gola, podczas gdy gwiazdą staje się trener przegranych. W grudniu było 3:2, a reakcja Jansa niegrzeczna, ale jednocześnie przeurocza. Zwróćcie uwagę na te oczka małego chłopca, który właśnie coś przeskrobał:

Groningen grało z Heerenveen ponownie, tydzień temu. W 90 minucie było 1:1, ale podopieczni Rona Jansa grali w dziewiątkę, a pamiętliwy szkoleniowiec wiedział, co się święci. Gdy piłka wyszła na aut i zmierzała w kierunku sektora trenerskich boksów, trener kopnął ją z całych sił w trybuny, licząc na uciekające, cenne sekundy, oddalające jego zespół do spodziewanego finału koszmaru. Sędzia wyrzucił go z boiska, a Heerenveen i tak zdążyło wypełnić przeznaczenie. 

Musicie przyznać, że Ron Jans wzbudza sympatię. I kocha swój zespół, skoro poświęca się dla niego i skazuje na oglądanie porażki w takich warunkach:

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.