Czy duży (na ringu) może więcej?

Możliwe, że doczekamy się wielkiego święta polskiego bosku, czyli walki Tomasza Adamka z Andrzejem Gołotą. Sporo kibiców twierdzi jednak, że pojedynek nie ma sensu, bo chociaż Adamek jest lepszy technicznie, to jeśli wielki (w sensie duży, nie genialny) Endrju trafi go, to ciosem oderwie mu głowę, która doleci gdzieś w okolice Radomia. Oczywiście o ile wcześniej nie zwieje z ringu. Poszperaliśmy w swoich czerepach oraz przepastnych zasobach sieci i znaleźliśmy kilka przykładów tego co było, gdy spotykali się bokserzy gabarytowo nie do końca kompatybilni.

Stanley Ketchel - Jack Johnson

Od czasu, gdy czarnoskóry Johnson (186.5 cm, 93,2 kg ) w 1908 zdobył mistrzostwo wagi ciężkiej kombinowano co zrobić, by pas powrócił w białe ręce, a w zasadzie białe pięści. W końcu stwierdzono, że fajnie będzie jak Jack przegra chociaż w walce pokazowej i w październiku 1909 naprzeciw niego stanął syn pochodzących z Sulmierzyc emigrantów - Ketchel (173 cm, 77,2 kg). Znacznie wyższy i cięży Johnson przed pojedynkiem musiał obiecać, że nie zrobi Staszkowi krzywdy. Staszek nic podobnego nie obiecywał i w 12. rundzie posłał rywala na deski. Mistrz wstał i po chwili sprawił, że to pretendent oglądał świat z perspektywy horyzontalnej. Ketchel nie dał rady się podnieść i razem z szansami na zwycięstwo stracił kilka zębów, które znaleziono wbite w rękawicę jego rywala.

Jack Dempsey - Jess Willard

Lata mijały, a na Jacksona wciąż nie było mocnych. Wykombinowano więc, że najlepszą receptą na jeden pagórek będzie drugi - większy. Do akcji wkroczył więc Willard (199cm, 112 kg), który w 1915 znokautował czarnoskórego czempiona i odebrał mu tytuł. Pojedynek trwał 26 rund i jest najdłuższą w historii walką o mistrzostwo. Teraz to Jess rozsiadł się na tronie i odsyłał kolejnych rywali do szpitala (a jednego nawet w zaświaty). W końcu w 1919 naprzeciw niego stanął pracujący na swój status przemegahiperturboświderlegendy Dempsey (185 cm, 84 kg). Pretendent rzucił się na mistrza jak emo na płyty My Chemical Romance i już w pierwszej rundzie posłał go siedem razy na deski. Po trzech starciach Willard był uboższy o sześć zębów, za to bogatszy o pięć pękniętych żeber. Przed czwartą rundą sekundanci olbrzyma postanowili ratować pozostałości jego zgryzu i poddali mistrza. Jess do końca twierdził, że rywal różnicę w gabarytach niwelował tym, że miał coś w rękawicy. Naszym zdaniem Dempsey rzeczywiście miał coś w rękawicy - parę jak cholera.

Joe Calzaghe - Mario Veit

Veit od 1995 do 2001 terroryzował wagę superśrednią głównie dzięki swemu imponującemu jak na tę kategorię wzrostowi - 192 cm. Radosne śmiganie niemieckiej tyczki po ringach skończyło się, gdy naprzeciw niej stanął o 10 cm niższy Calzaghe. Walijczyk szybko uznał, że patrzenie na rywala z dołu mu się nie podoba i już w pierwszej rundzie dwa razy sprowadził Veita do poziomu ozdoby ogrodowej , a gdy to nie wystarczyło zasypał go takim gradem ciosów, że arbiter przerwał walkę.

Przez kolejne trzy lata Veit jakoś nie chciał maleć i nie znalazł drugiego pogromcy. Do akcji znów musiał wkroczyć Calzaghe, który dla odmiany w międzyczasie nie urósł. Tym razem Niemiec bronił się skutecznie do połowy pojedynku - w piątej rundzie padł na deski, ale wstał. W kolejnym starciu pewnie tego żałował, bo arbiter żeby nie dopuścić by Joe wybił mu z głowy głupie pomysły razem z mózgiem, zakończył pojedynek.

Mike Tyson - Lennox Lewis

Żelazny Mike straszył rywali wszystkim, prócz wzrostu (182 cm), a dredziasty Angol (196 cm) po prostu wszystkim (no może z wyjątkiem tatuaży ). W 2002 doszło do starcia dwóch nieprzeciętnie utalentowanych gór mięśni i okazało się, że wielkość jednak ma znaczenie. Lewis znokautował rywala w końcówce 8. starcia.

Roy Jones Jr - John Ruiz

W 2003 roku panujący w wadze półśredniej Jones (180 cm, 88 kg) postanowił podbić wagę ciężką. Do tego celu dziarsko przebił się przez dwie kategorie, prosto na ring, gdzie czekał mistrz WBA - Ruiz (188 cm, 103 kg). Oglądanie jak przez pełne 12 rund pochodzący z Portoryko czempion o motoryce przypalonego bigosu i mniej więcej takich umiejętnościach próbował zlokalizować śmigającego wokół niego Roya było całkiem zabawne. Jones wygrał jednogłośnie na punkty i został drugim w historii boksu, a pierwszym po 106 latach pięściarzem z pasami w wadze średniej i ciężkiej. Tytułu nigdy nie bronił. Ruiz po walce marudził, że sędzia nie pozwolił mu walczyć swoim stylem. Też byliśmy byli wkurzeni, gdyby jakiś arbiter kazał nam się bić, zamiast tulić do przeciwnika.

Rusłan Czagajew - Nikołaj Wałujew

Gdy Bestia ze Wschodu (213 cm, 147 kg) wkroczyła na pięściarskie salony wszyscy twierdzili, że boks się skończył, gdyż nikt, kto na ring wejdzie bez drabiny nie będzie w stanie jej pokonać. I mieli rację, aż w 2007 nie pojawił się Czagajew (185 cm, 100 kg), który udowodnił, że jeśli coś ma szczękę, to można z tym wygrać - nawet jeśli wszystkie pozostałe cechy łączą to coś z górotworem (zwłaszcza szybkość). Uzbek pokonał olbrzyma niejednogłośnie na punkty, zafundował mu pierwszą i jak dotąd jedyną porażkę w karierze i zabrał pas WBA, a wyglądało to tak.

Dawid - Goliat

Gdzieś około 1000 roku p.n.e. niepozorny, ale waleczny izraelski fajter Dawid zmierzył się z filistyńskim czempionem. Matka tego drugiego najwyraźniej często wystawiała syna na deszcz, żeby urósł, bo miał podobno trzy metry wzrostu. Izraelita wygrał ciskając w rywala kamieniem, dzięki czemu posłał go na deski i w zaświaty. Naszym zdaniem oszukiwał.

PS Na wszelkie komentarze typu gdzie jest Semmy Schilt/ Hong Man Choi itp. odpowiadamy - pewnie tam, gdzie ich zostawiliście. Albo w K1 czyli tam, gdzie ten tekst nie sięga.

bazyl

Copyright © Agora SA