Na niedzielny mecz stawiły się obydwie drużyny i przyjechało ponad 1000 kibiców, oficjele oraz sędziowie liniowi. Na dwie godziny przed meczem jednak brakowało wciąż arbitra głównego, Ariela Montero. Zmartwieni koledzy ze składu sędziowskiego zadzwonili do niego i okazało się, że nie da się być bardziej w innym miejscu - Montero spał właśnie we własnym łóżku, 600 kilometrów od miejsca, w którym rozgrywano spotkanie.
Zaspany i zdziwiony arbiter powiedział, że nikt nie poinformował go o przydzieleniu do poprowadzenia meczu i faktycznie, okazało się, że organizatorzy rozgrywek dopięli wszystkie, oprócz ostatniego guzika. Wyobrażamy sobie teraz ich rozmowy: ''Myślałem, że ty zadzwonisz'' - ''Przecież ty miałeś dzwonić'' - ''Ja nie miałem nic na koncie''. Jak podaje gazeta ''Clarin'' Racing de Cordoba sprzeciwił się wyznaczeniu rezerwowego sędziego, a z kolei odłożenie pierwszego gwizdka na kilka godzin później oprotestowała policja ochraniająca zawody. W rezultacie mecz odwołano.
Nie możemy się zdecydować co jest większą zbrodnią - odwołanie meczu piłki nożnej, czy przerwanie komuś niedzielnej drzemki.