Przeklęty tor i jego ofiary

Wyścigi NASCAR są dla nas jak ''High School Musical'' - może sobie być, byle nikt nie kazał nam tego oglądać. Wyjątkiem są zawody na torze Talladega w Alabamie. Niedzielny wyścig Aaron's 499 skończył się zwycięstwem Brada Keselowskiego i siedmioma fanami, których decydujący o jego tryumfie manewr kosztował liczne obrażenia. Jednak nawet złamane szczęki i urazy, których szczegółów nie podano nie robią specjalnego wrażenia w zestawieniu z wcześniejszymi ''osiągnięciami'' trasy, na której podobno ciąży indiańska klątwa.

W niedzielnym wyścigu na torze Talladega Superspeedway tryumfował Brad Keselowski, który tuż przed metą wysłał w kosmos wóz broniącego prowadzenia Carla Edwardsa. Szczątki samochodu poważnie raniły siedem osób, ale ich życiu nie nie zagraża niebezpieczeństwo. Edwards zaś musiał przekroczyć metę pieszo. Całość wyglądała tak

Incydent ten nie jest niczym nadzwyczajnym w zestawieniu z kolekcją dziwnych zdarzeń, do jakich doszło w 40-letniej historii Talladegi, toru, na którym kierowcy walczą nie tylko z rywalami, ale i z indiańską klątwą. Ziemie, na której zbudowano Talladega Superspeedway zamieszkiwało niegdyś plemię Abihka i to jemu zawodnicy mają zawdzięczać dodatkowe atrakcje towarzyszące wyścigom. Tereny te przeklęli podobno indiańscy szamani, gdy blade twarze siłowo tłumaczyły im, że nie powinni zajmować ziemi białych dziesiątki lat przed ich przybyciem. Oto co ciekawsze wycinki z Talladegowej historii

1969 - ledwie zdążono otworzyć Talladega Superspeedway, a już zaczęły dziać się na nim dziwne rzeczy. W inauguracyjnym wyścigu zamiast gwiazd NASCAR wystartowali kierowcy z łapanki. Czołówka zawodników obawiała się konfrontacji z jedną z najszybszych tras i domagała się, by ze startem poczekać aż dotrą opony zapewniające lepszą przyczepność. Ówczesny szef NASCAR Bill France Sr nie zgodził się i większość kierowców pojechała do domów, a zamiast nich wystartowali zawodnicy, którzy dla przeciętnych kibiców byli tajemniczy niczym fizyka kwantowa. Był to pierwszy i jak dotąd jedyny strajk kierowców w historii NASCAR.

1973 - Wybrany rok wcześniej najlepszym debiutantem NASCAR Larry Smith uderzył w ścianę. Wypadek wyglądał na niegroźny i samochód wyszedł z niego praktycznie bez szwanku. Niestety, kierowca nie. Jak głosi plotka Larry zginął, bo usunął z kasku wyściółkę. W tym samym wyścigu doszło do jednego z największych karamboli w historii NASCAR i po całym torze walały się setki szczątków samochodów, co podobno wyglądało, jakby właśnie rozbił się tam Boeing 747. Wtedy doszło też do jednego z najdziwniejszych zdarzeń w historii Talladegi - legenda NASCAR Bobby Isaac nagle zatrzymał samochód, wysiadł z niego i sobie poszedł. Gdy zapytano go dlaczego to zrobił, stwierdził, że kazały mu to uczynić Głosy. Po tym incydencie już nigdy nie usiadł za kółkiem wyścigowego wozu. Głosy odmówiły komentowania całej sprawy.

1974 - Przed wyścigiem okazało się, że dziesiątki samochodów mają poprzebijane opony, przecięte linki hamulcowe, a do baków dosypany piasek. Zrobiono wielkie śledztwo, odgrażano się, że winni będą sądzeni za próbę masowego morderstwa. I pewnie by tak było, gdyby udało się znaleźć kogokolwiek, kogo dałoby się oskarżyć. Głosy znów nie chciały komentować sprawy.

1975 - kolejną ofiarą Talladegi został Tiny Lund. Największym paradoksem było to, że wielokrotny zwycięzca prestiżowych zawodów zginął w wyścigu, w którym nawet nie miał startować. Został jednak ściągnięty z listy rezerwowej i wsadzony za kierownicę praktycznie w ostatniej chwili. Do jeszcze dziwniejszego zdarzenia doszło w pit-stopie, gdzie zginął szwagier gwiazdy NASCAR Richarda Petty'ego. Mężczyznę zabił wybuch pojemnika z wodą, a cały wypadek był podobno tak dziwny, że nadaje się idealnie dla Pogromców Mitów.

1983 - niewiele brakowało, a debiutancki sezon Phila Parsonsa byłby zarazem jego ostatnim

Kierowca miał jednak więcej szczęścia niż rozumu, bo dwaj fotoreporterzy wyciągnęli go z samochodu chwilę przed tym, jak wóz stanął w płomieniach.

1986 - wyścig został opóźniony, bo jeden z kibiców ukradł samochód bezpieczeństwa i wesoło jeździł dookoła toru. Nim policji udało się go zatrzymać zdołał wykręcić dwa okrążenia. Zatrzymany nie wspominał nic o tym, aby miały zmusić go do tego Głosy, które jak łatwo się domyślić znów odmówiły komentarza.

1987 - pędzący ponad 330 km/h Buick Bobby'ego Allisona o mało nie zamienił się w pocisk ziemia-trybuny, co wyglądało tak:

Gdyby samochód wpadł w kibiców, mogłoby dość do masakry. Na szczęście tak się nie stało i skończyło się ''tylko'' na licznych osobach ranionych przez odłamki ogrodzenia i samochodu. Po tym wypadku zdecydowano się wprowadzić na torach Talladega i Daytona ograniczenie prędkości do 200 mph, czyli około 320 km/h

1993 - kariera Davey'ego Allisona zaczęła się w 1985 na Talladedze i tam też dobiegła końca. Kierowca rozbił swój helikopter, gdy próbował wylądować nim na torze. Wprawdzie udało się go wyciągnąć z wraku i przewieźć do szpitala, ale urazy głowy okazały się zbyt poważne i zaledwie 32-letni Allison zmarł. Znacznie więcej szczęścia miał Rusty Wallace który zaliczył prawdopodobnie najefektowniejsze przekroczenie mety w historii sportów wszelakich. Wyścig skończył z szóstym miejscem, wstrząśnieniem mózgu, połamanymi zębami i ranami twarzy.

Copyright © Agora SA