Pa Paolo

Odpowiedź na pytanie, czy istnieje życie po Maldinim z mojego punktu widzenia jest odpowiedzią na pytanie, czy istnieje piłka nożna po piłce nożnej. Kiedy oglądałem swój pierwszy wielki piłkarski turniej (to znaczy - pierwszy, o którym z pełną powagą mogę powiedzieć, że obejrzałem go od początku do końca), Euro 1988 w Niemczech, Maldini już tam był. I został do dziś. To znaczy do przedwczoraj.

Jak pożegnać piłkarza, który był zawsze i wydawało się, że zawsze będzie? Piłkarza, który pięciokrotnie wygrywał Puchar Europy/Ligę Mistrzów i który siedmiokrotnie był mistrzem Włoch. Nie wiem, bo Paolo Maldini jest jeden. Dlatego nie będę tu opisywał kolejnych etapów kariery Maldiniego i przypominał jego triumfów. Zamiast tego pozwolę sobie, niczym zdjęcia z rodzinnego albumu, pokazać kilka chwil, które z różnych powodów zapamiętałem, a w których Maldini się przewinął. Prawie nigdy w pierwszoplanowej roli (przekleństwo obrońców), ale jednak jako niezmienny element gwarantujący ciągłość wszechświata.

Finał Pucharu Mistrzów 1989

Drugi finał Pucharu Mistrzów jaki w życiu oglądałem, jednak nad pierwszym miał zdecydowaną przewagę. Z PSV Eindhoven AD 1988 (oprócz tego, że prowadził je Guus Hiddink) pamiętam tyle, że było. Z Milanu, który rok później pokonał 4:0 Steauę Bukareszt do dziś potrafię wyrecytować z pamięci całą pierwszą jedenastkę. Tamten Milan do dziś jest dla mnie punktem odniesienia, jeśli chodzi o drużyny wybitne i do dziś nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem lepszą. A Maldini, już jako 20-latek, był jej ważną częścią.

Finał Ligi Mistrzów 1994

Kiedy dziś wspominam ten mecz wiem, że to zapowiedź mojej pracy w redakcji Z Czuba. Przed meczem kolega spytał mnie jaki moim zdaniem będzie wynik, a ja odpowiedziałem, że siły są tak wyrównane, że nie spodziewam się zwycięstwa którejkolwiek ze stron więcej niż jedną bramką. I nie podejmuję się mówić, która to moim zdaniem będzie strona. Oczywiście po takiej mojej deklaracji Milan stłukł Barcelonę 4:0. To doświadczenie wielokrotnie później wykorzystywałem w rubryce Z Czuba błędnie typuje .

Mecz Korea - Włochy na mundialu 2002

Maldini jest jednym z najbardziej nasyconych klubowymi trofeami piłkarzy w historii, ale z reprezentacją nigdy niczego nie wygrał, choć dwukrotnie (podczas mundialu w 1994 r. oraz Euro 2000) dochodził do finału. Korea - Włochy był meczem paskudnym, po którym nastąpił mecz (Korea - Hiszpania) jeszcze paskudniejszy, przez co cały tamten turniej zapamiętałem jako paskudny. Kiedy oglądam skrót tego meczu zawsze jednym z najmocniejszych momentów jest jakiś bliżej mi nieznany Koreańczyk z całej siły kopiący Maldiniego w głowę. Bynajmniej nie przypadkiem. Co smutniejsze - to ostatni mecz Maldiniego w reprezentacji Włoch.

Finał Ligi Mistrzów 2005

To mogło być piękne zwieńczenie kariery. Dla Maldiniego to był siódmy finał Pucharu Europy/Ligi Mistrzów w karierze i okazja do piątego triumfu. I już w 1. minucie kapitan Milanu zdobył bramkę, jakby ktoś na górze chciał go dodatkowo uhonorować. Nic takiego jednak się nie stało - dostaliśmy wprawdzie jeden z najbardziej niesamowitych finałów Pucharu Europy/Ligi Mistrzów w historii, ale sam Maldini jedną z najbardziej przygnębiających porażek.

Na piąty triumf w najważniejszych europejskich rozgrywkach Maldini musiał poczekać jeszcze dwa lata, kiedy mógł dokonać na Liverpoolu srogiej pomsty w zapalczywym gniewie.

Fiorentina - Milan AD 2009

Ostatni piłkarz, którego oglądałem od czasów głęboko dziecięcych wybiegł na boisko po raz ostatni. Ostatni piłkarz, którego oglądałem od wczesnego dzieciństwa zakończył karierę. Co tu więcej powiedzieć... Dziękuję. Będę tęsknił.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.