Sportowi dominatorzy

Wydawało się, że są w sporcie rzeczy, które nigdy się nie zmienią - np. Piotr Włodarczyk dalej będzie marnował sytuacje, których zmarnować się nie da, Maria Mutola wciąż będzie wyglądał wyglądała jak bliski krewny postaci z gry komputerowej, a mistrzem Francji już zawsze będzie Lyon. Tymczasem nastąpiło załamanie czasoprzestrzeni i po siedmiu latach nieprzerwanej dominacji Les Gones spadli z tronu. Oto z tej okazji zczubowy przegląd tych, którzy zainstalowali się na sportowych szczytach i zejść z nich nie chcieli.

Joe Davis - wielu twierdzi, że snooker jest nudny. Jeśli tak, to pomyślcie jak nudne musiały być pierwsze mistrzostwa świata w snookerze. A konkretnie pierwszych piętnaście mistrzostw. Między 1927 a 1940 i w 1946, gdy turniej rozegrano po wojennej przerwie tytuł trafiał do Joe Davisa, który wbrew plotkom nie był jedynym uczestnikiem mistrzostw. Dowodzi tego fakt, że naliczyliśmy siedmiu zawodników, którzy na przestrzeni lat wpadali, by powalczyć w decydującym meczu. W 1946 mistrzowi najwyraźniej mistrzowanie się znudziło i by nie wpędzać rywali w depresję, zakończył karierę. Zadbał jednak, żeby zaskoczone takim obrotem sprawy planety nie wyskoczyły z orbit i nie zaczęły poruszać się ruchem konika szachowego i na swego następcę namaścił młodszego brata - Freda, dzięki któremu nazwisko Davis figurowało w rubryce ''mistrz świata'' w trzech z pięciu kolejnych sezonów.

Stephen Hendry - taki bardziej współczesny Davis. Mistrzostwo zdobywał siedmiokrotnie, w tym aż pięć razy z rzędu (1990, 1992-1996 i 1999). Pewnie spokojnie można by go pominąć, gdyby nie to, że aż cztery razy w decydującym meczu pokonywał Jimmy'ego White'a (1990, 1992-1994). White dobrnął do finału także, gdy Hendry zrobił sobie przerwę w mistrzowaniu w 1991, ale przegrał z Johnem Parrottem. Z pięcioma kolejnymi tytułami wicemistrza świata znalazłby się więc pewnie na szczycie listy ludzi, którzy (niemal) zdominowali swoją dyscyplinę.

Podhale Nowy Targ - każde dziecko wie, że najczęściej, bo 24 razy po Puchar Stanleya sięgali Montreal Canadiens. Wie, bo ma Wikipedię. Pod względem dominacji, seryjności i lokalnej supremacji Kanadyjczycy mogą jednak Szarotkom ostrzyć łyżwy, bo ich najdłuższa seria to pięć tytułów z rzędu (1956-1960). Podhale tymczasem nadwiślańskimi lodowiskami władało aż przez kolejnych dziewięć sezonów (1971-1979).

AZS AWF Warszawa - z naszych pobieżnych szacunków wykonanych przy pomocy wszystkich dostępnych palców, sznurowadeł i ketchupu wynika, że akademiccy siatkarze to najwięksi drużynowi wymiatacze w historii polskiego sportu. AZS swą passę zaczął, kiedy dziadkowie Zagumnych. Wlazłych i innych Możdżonków zaczynali nieśmiało myśleć o potomstwie, czyli w 1952, a skończyli, gdy owo potomstwo miało już na koncie zaliczonych sporo pochodów 1 majowych i książek o przygodach Tomka Wilmowskiego - w 1961. Po serii 10 tytułów nastąpiły lata chude, co w tym wypadku oznacza zaledwie cztery mistrzostwa w kolejnych siedmiu sezonach.

Najbliżej pobicia wyczynu siatkarzy AZS AWF prócz Podhala były szczypiornistki z Lublina, które 13 z 14 sezonów rozegranych między 1995 a 2008 kończyły jako mistrzynie. W 2004 zrobiły sobie jednak przerwę w panowaniu i ich passa skończyła się na dziewięciu kolejnych tytułach. Jeden tryumf z rzędu mniej zaliczyły koszykarki z Gdyni, które aby urozmaicić kibicom okres swojej dominacji z lat 1998-2005 co chwila zmieniały nazwę - najpierw zwyciężały jako Fota Porta, potem zmieniły się w Polpharmę VBW Climę, następnie Polpharmę zastąpiły Lotosem, a na koniec chyba zorientowały się, że VBW to nie BMW i wywaliły je z nazwy zostawiając sobie tylko Lotosa i Climę. Wśród żużlowców najlepszą serię zanotowali zawodnicy z Rybnika, którzy złotem medale za skręcanie w lewo inkasowali siedem razy z rzędu (1962-68). Przy tym wszystkim najdłuższa piłkarska passa - pięć mistrzostw Górnika Zabrze z lat 1963-1967 specjalnego szału nie robi.

Bernard Hopkins - w grudniu 1992 sięgnął po wakujący pas USBA wagi średniej. Potem lata mijały, rządy upadały, Olivier Miller tył, AC/DC wydawali kolejne takie same płyty, a Beniu dorzucał do swej kolekcji kolejne pasy (IBF, WBC, WBO i WBA) i kolejnych pokonanych przeciwników. Do 2005 Kat wykonał egzekucję na kolejnych 20 pięściarzach, którzy wpadli na durny pomysł odebrania mu tytułu. W końcu 40-letni Hopkins znalazł pogromcę w osobie Jermaina Taylora, któremu najwyraźniej zapomniano powiedzieć, że starszych ludzi nie wolno bić.

Dariusz Michalczewski - miało być tu o Joe Calzaghe'im, który nie przegrał żadnej ze swych 46 walk, a od 1995 do zakończenia kariery w 2009 nieprzerwanie walał mu się po domu jakiś pas mistrzowski. Aby dać dowód, że Polacy nie Nauruańczycy i swych dominatorów (innych niż o wymiarach 2x2 ) mają pojawia się jednak Michalczewski. Tiger po mistrzostwo w wadze półciężkiej sięgnął w 1994 i do 2003 dość dosłownie wybił z głów 23 bokserom pomysł odebrania mu tytułu. Po porażce z Julio Gonzalezem zakończył karierę, ale w 2005 wrócił, co skończyło się tym, że dostał straszliwe bęcki od Fabrice'a Tiozzo i wiewiórki ćwierkały coś o schodzeniu ze sceny niepokonanym. Swoją drogą ciekawe jak wieloletnie panowanie by mu wyszło, gdyby zmierzył się z Royem Jonesem Jr, który akurat był zajęty dominowaniem po drugiej stronie Atlantyku.

Michael Schumacher - zasadniczo plan jest taki, żeby opisać zespoły i zawodników, które w dominowaniu przynajmniej dorównywały Lyonowi, ale Formuła 1 od czasu, gdy wstąpił doń Kubica i Jego Nos stała się nad Wisłą niemal sportem narodowym (tak, wiemy połowa Polaków pasjonowała się F1 od zawsze, a druga dołączyła, gdy tylko wynaleziono samochody). Wypada więc wspomnieć o kierowcy, który najdłużej cieszył się najszybszym bolidem. Szczęście to miał Schumi, który w swym Ferrari pięć razy z rzędu zgarniał tytuł mistrza (2001-2004), czym o jeden tytuł poprawił serię prehistorycznego mistrza - Juana Manuela Fangio. Do Schumachera należy też rekord pod względem kolejnych zwycięstw - w 2004 wygrał kolejnych 7 grand prix, czym wyrównał wynik Alberto Ascariego, który był najlepszy w sześciu ostatnich zawodach sezonu 1952 i pierwszym 1953.

Bogdan Wołkowski - tytuł mistrza świata w trickach snookerowych przyznawano 15 razy. Niemal połowę z nich (a konkretnie 6) zwinął The Wizard, który jak w 1999 przyssał się do tytułu, to odkleić od niego dał się dopiero w 2005. Jego przewaga nad resztą zawodników była tak wielka, że w zasadzie tylko z grzeczności między wyjściem z samolotu a odebraniem pucharu pokazywał publiczności kilka sztuczek:

Boston Celtics - może gdyby w 1994 Michael nie zdecydował się na przydługie wakacje z baseballem znaleźliby się tu Chicago Bulls, ale że się zdecydował najdłuższa mistrzowska passa w NBA należy do Celtów, którzy z tytułem nie rozstawali się od 1959 do 1966. Jednak nawet, gdyby MJ śmigał w koszulce Byków nieprzerwanie od pierwszej komunii do ostatniej chwili, to pewnie i tak w Wietrznym Mieście mogliby tylko pomarzyć o tym, co wyczyniali Celtics Reda Auerbacha, gdyż spośród 13 mistrzowskich bannerów z lat 1957-1969 aż 11 zawisło w Boston Garden. Pewnie pamiętacie jak głupio wyglądało, gdy w połowie lat '90 ganiali pod nimi zawodnicy pełniący rolę Clippersów Konferencji Wschodniej (niektórzy z nas wciąż uważają połączenie Eric Montross i Mistrzostwo NBA za najzabawniejsze w historii ludzkości).

Paweł Nastula - dominacja trwająca niespełna cztery lata w porównaniu z innymi bohaterami tego zestawienia może szału nie robi, ale około 200 kolejnych zwycięstw już z pewnością tak. Aż tylu kolejnym rywalom Nastula fundował juko, waza-ari i inne dania z japońskich knajp między 1994 a 1998, zdobywając przy okazji olimpijskie złoto w Atlancie (która nie jest Atenami... chociaż też na A). Niestety, potem przeszedł do cięższej kategorii wagowej i zaczął notorycznie przekonywać się jak to jest po tej złej stronie ipponu.

Rangers/Celtic - mówi się, że liga szkocka to dwa kluby z Glasgow i honorowi dawcy punktów. Coś w tym może być, bo od czasu, gdy ludzie w kiltach zaczęli uganiać się za piłką w 1891 zanotowano zaledwie 18 sezonów, gdy z tytułu nie cieszyli się The Bhoys lub The Gers. Ostatni raz udało się to w 1985, gdy na tronie zasiadło Aberdeen prowadzone przez Alexa Fergusona, który wbrew obiegowej opinii nie urodził się jako trener Manchesteru United. Co ciekawe najdłuższe serie obu bohaterów Old Firm trwały 9 sezonów - Celtic panował w latach 1966-74 a Rangers od 1989 do 1997.

Guillermo Vilas - jeśli piłka nożna to sport, w który grają wszyscy a wygrywają Niemcy, to w 1977 tenis zamienił się w sport, gdzie wszyscy przebijali piłeczkę, a wygrywał Vilas. Argentyńczyk zaliczył serię 46 kolejnych zwycięstw, co pozwoliło mu na wygranie rekordowej liczby siedmiu kolejnych turniejów, w tym Wimbledonu. Krążą plotki, że był w takiej formie, że pokonałby nawet ścianę .

Józef Cyrankiewicz - wyjątek, bo nie sportowiec. Wprawdzie pewnie piłkę kiedyś tam sobie kopał, jak zwykli czynić i inni polscy premierzy , ale tutaj Przewodniczący Rady Ministrów z lat 1954-1970 trafia z innego powodu. Otóż krąży anegdotka, że zapytany o to czemu w Polsce nie zmienia się premier miał odpowiedział: ''Jak to, ja się nie zmieniam?''. Cyrankiewicz ostateczne zmienił się w Jaroszewicza, a Lyon w Bordeaux.

bazyl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.