Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Stanisław Jan Cyganiewicz aka Stanislaus Zbyszko

Wielokrotnie udowadnialiśmy już Wam w naszym cyklu, że Polacy, oprócz wody, piasku, szczęścia i Poloneza wynaleźli także sztuki walki, a przynajmniej położyli pod rozwój kilku z nich trwałe, barczyste fundamenty. Dziś kolejny klasyk sportów szarpanych i to klasyk z tych najklasyczniejszych. Nieznany, którego od początku naszego cyklu wielu z Was się domagało (więc chyba nie aż tak nieznany...) - Stanisław Jan Cyganiewicz, który świat zawojował jako Stanislaus Zbyszko.

Nasz mały (tak, wiemy, śmiałe słowa jak na ośmiolatków) bohater na świat przyszedł 1 kwietnia 1879 w Jodłowej. Bądź 1 kwietnia 1880 w tejże samej Jodłowej. Albo w bliżej nieokreślonym fragmencie 1878 w miejscowości Garcia, która kojarzy się raczej z latynoskimi pisarzami niż czymkolwiek co dobre, bo polskie. Co do czasu i miejsca narodzin źródła nie są zgodne, zgadzają się natomiast są w tym, że narodzinom niewielkiego jeszcze Staszka Jasia towarzyszyły burze z piorunami, omdlenia cieląt i niewielkich budynków, a na końcu, po serii grzmotów rozległo się potężne ''Przyszłem!'', które spowodowało z kolei omdlenia szeregu polonistów i wszystkich przodków Jana Miodka.

Od maleńkiej swej maleńkości Stasio wyróżniał się wśród rówieśników, a także lokalnych pomników przyrody, głównie tym, że z ust wystawały mu fragmenty budynków oraz że potrafił przeżuć całą dzwonnicę w czasie krótszym niż 10 minut. Mały Cyganiewicz biegał, skakał, codziennie pływał, a w wieku lat 15, w którym odkryć powinien uroki płci przeciwnej i palenia papierosów za szkołą, odkrył z kolei uroki hantli, sztang i sprężyn. Kiedy jego rodzina przeprowadziła się do Krakowa, gdzie nasz mały bohater kończył gimnazjum, nie był już tak do końca małym bohaterem, bo przy wzroście 175 cm ważył około 110 kilogramów.

Po zakończeniu etapu średniego swojej edukacji, Cyganiewicz, nazywany przez przyjaciół z dzieciństwa ''Zbyszkiem'' ze względu na odwagę pewnego rycerza z Bogdańca (dobrze, że nie mówili do niego ''Pokład Idy'' z uwagi na rozmiary, ''Niemen'' przez szerokość czy ''Siłaczka'' dzięki ogólnej fascynacji lekturami), postanowił uczyć się dalej. W związku z tym wstąpił w szeregi braci żakowskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie zaczął studiować prawo. Choć tym razem znowu źródła nie są tak do końca zgodne i niektóre z nich twierdzą, że rolę Krakowa grał w tym wypadku Wiedeń. Tak czy siak magicznych trzech liter przed nazwiskiem sobie nasz Zbyszko nie dołożył, bo zajął się dokładaniem innym. Przypadkowy występ w cyrkowej walce zapaśniczej, w czasie której Cyganiewicz objawił ludzkości swoją siłę, zaowocował bowiem kontraktami na walki na zachodzie. Na razie tym najbliższym - w Berlinie, ale zawsze.

Przez pierwszych kilka lat udowodnił połowie Europy, że jest jednym z najzdolniejszych zapaśników w stylu klasycznym na kontynencie, a gdy w roku 1903 ukończył 23 lata (lub 24 albo i 25) magazyn ''Health & Strength'' wymieniał go wśród najlepszych wymiataczy mat w wadze ciężkiej. Jednym z powodów pewnie był brązowy medal, jaki polski osiłek wywalczył na zapaśniczych mistrzostwach świata w Paryżu. Chwilę później nasz mały bohater rozwiązał problemy językowe wielu swoich fanów, przyjmując pseudonim Stanislaus Zbyszko. Przełom w karierze nowonarodzonego Stanislausa nastąpił w 1906, kiedy to stoczył w Petersburgu fascynującą walkę ze słynnym ''Kozakiem'' Iwanem Poddubnym, którego uważano za najsilniejszego człowieka globu. Tak naprawdę czy była ona fascynująca to nie wiemy, bo nie ma jej na youtube. Wiemy za to, że była długa - obaj zapaśnicy ciskali się po macie przez bite i szarpane dwie godziny. Pojedynek zakończył się remisem... albo zwycięstwem Zbyszka. Ciężko orzec, gdyż znów okazuje się, że niektóre epizody historii Stasia są zapaśniczą wersją wydarzeń w Roswell. Można bowiem znaleźć informacje, według których pojedynek z 1906 był rewanżem za rozegraną rok wcześniej remisową walkę. Jeśli im wierzyć to w replayu lepszy był Polak, który także w 1906 miał zainkasować swój pierwszy tytuł zapaśniczego mistrza świata.

Kolejny krok na drodze ku chwale, pieniądzom i innym rzeczom całkiem przydatnym w życiu codziennym, Zbyszko wykonał w kierunku Anglii, gdzie stał się prekursorem współczesnego wrestlingu. Nie oznacza to jednak, że biegał po ringu w gumowych galotach, ale że ustawiał walki. Po jego zwycięstwie nad znanym ''tureckim'' zapaśnikiem - ''Mistrzem znad Bosforu'' Karą Sulimanem okazało się, iż rzekomy pożeracz kebabów to tak naprawdę Bułgar Iwan Owtarow, któremu dodatkowo płacił menadżer Cyganiewicza - Charles Cochrane. Tego typu przekręty nie zmieniały jednak stanu rzeczy. Stan rzeczy był zaś taki, że podróżując pomiędzy różnymi krajami i walcząc z lokalnymi bądź nie do końca lokalnymi herosami, Zbyszko był powszechnie już uważany za najlepszego europejskiego zapaśnika w stylu klasycznym i przy okazji króla walki w parterze.

Już wtedy jednak wszystko co lepsze i większe było za Wielką Wodą, musiał się więc znaleźć tam i polski zapaśnik. Do tego w Europie na naszego małego bohatera nie czekały już żadne wyzwania, jako że suchą stopą, bez żadnej porażki, przeszedł swoje pierwsze 900 walk. Tak, 900. Więcej niż 899, mniej niż 901. Wzorem niemal wszystkich Nieznanych Zbyszko opuścił rodzinny kontynent i ruszył do Stanów. Swój pierwszy pojedynek w USA stoczył w 1909 z osławionym Frankiem Gotchem. Polak po godzinie szarpania się ugrał remis. Po kilku kolejnych walkach z innymi fajterami ery szczęki łupanej ponownie stanął naprzeciw Gotcha rok później, pragnąc zdobyć kobiety, jacuzzi, jaguara, pas mistrza świata wagi ciężkiej i możliwość powiedzenia Amerykaninowi ''Gotcha!''. Niestety przeciwnik Zbyszka nie okazał się tak rycerski jak zapaśnik z Bogdańca z Jodłowej i przy podawaniu ręki rzucił Stanislausem o glebę. Zdenerwowany Polak nie potrafił się pogodzić z takim zachowaniem rywala i rozkojarzony przegrał po 30 minutach, a Gotch tym samym obronił tytuł.

I wtedy na horyzoncie pojawił się niejaki Ghulam Muhammad nazywany Wielkim Gamą, Gamą Pahelvan, Lwem Punjabu, a przez niektórych pewnie Misiem Pysiem. Gama miał na koncie zapuszczenie kulaśnych wąsów i komplet zwycięstw na zapaśniczych ringach. Jako kolejną ofiarę upatrzył sobie Gotchę ale mistrz odmawiał walki tłumacząc się zapewne zostawieniem włączonego żelazka, koniecznością wyjścia z psem czy innymi atakami kosmitów. Takiego cykora nie miał Zbyszko, który jak się okazało nie kłaniał się nie tylko Krzyżakom ale i Hindusom.

Do pojedynku doszło 10 września 1910 roku. Gama niemal natychmiast powalił Polaka i z małymi przerwami przeleżał niemal cały 3-godzinny pojedynek, w którym ogłoszono remis. Tym samym Zbyszko, chociaż do zwycięstwa miał dalej niż Kaja Paschalska do black metalu, został jednym z niewielu, którzy spotkania z Hindusem nie zakończyli porażką. Rewanż wyznaczono na 17 września i tym razem Polak zanotował porażkę, nie zanotował za to spotkania - nie pojawił się na ringu i Gama zwyciężył walkowerem zgarniając mistrzowski pas i oszałamiające 250 dolarów nagrody.

Przez kolejne lata Zbyszko zajmował się zapewne szukaniem wioski smurfów, bo źródła jak zaklęte milczą o tym co robił do 1921 roku. Gdy jednak na karty historii powrócił, to w wielkim stylu, 6 maja 1921 pokonał bowiem Eda ''Stranglera'' Lewisa, któremu przy okazji wydarł pas mistrzowski. I tu zaczęły dziać się rzeczy znane z dzisiejszego wrestlingu. Staszek bowiem chociaż był tajemniczy jak Roswell, to nie aż tak dochodowy i po niespełna roku postanowiono, że warto by pas wrócił do poprzedniego właściciela. 3 marca 1922 doszło więc do rewanżu, który zgodnie z planem Polak przegrał. Rządząca wtedy zapasami grupa promotorów Gold-Dust Trio, do której należał Lewis wykombinowała, żeby na mistrza wykreować byłą gwiazdę uniwersyteckiego futbolu - Wayne'a Munna. Munn odebrał więc tytuł Lewisowi, a kolejnym, który miał mu się podłożyć był Zbyszko.

I tu pojawia się kilka teorii - jedni twierdzą, że Polaka przekupiła konkurencja w postaci rywalizującą z Gold-Dust ekipą Joe i Tony'ego Stecherów, inni że chodziło o wywołanie skandalu, który przyciągnie ludzi, a jeszcze inni, iż Zbyszka poniosła ambicja i nie miał zamiaru dostawać bęcków od kogoś o umiejętnościach beczki śledzi. I to niedosolonych. W rozegranym w kwietniu 1925 roku Zbyszko wykonał więc manewr, którego nie powstydziłby się Butch Coolidge , bo zamiast grzecznie przegrać - wygrał, poniżając przy okazji Munna, który nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki z 47-letnim weteranem. Krótko później nasz wesoły Zbynio oddał świeżo zdobyte trofeum Joe Stecherowi, co podobno miało być też częścią umowy. Z ciekawostek, utracony przez Zbyszka pas w 1937 wpadł w ręce innego Nieznanego - Bronko Nagurskiego .

Nie mniejsze emocje towarzyszyły ostatniej walce Staśka. Zaoferowano mu bowiem spore pieniądze, by w 1928 śmignął do Indii i kolejny raz zmierzył się z Wielkim Gamą, który miał już 46 lat i wciąż 0 porażek. Polski osiłek był jeszcze starszy, więc pojedynek można było reklamować jako walkę skamielin. Chyba każdy chciał zobaczyć czy leciwym fajterom nie odpadną jakieś części, bo starcie przyciągnęło 60 tys. widzów, którzy jednak za wiele się nie naoglądali. Walka trwała niewiele ponad pół gołoty i już po 30 sekundach Gama mógł dopisać sobie kolejne zwycięstwo.

Po druzgocącej porażce 50-letni (chociaż możliwe, że 48- albo 49-letni) Zbyszko odwiesił swe gumowe majty na kołku i zajął się tym czym zwykli zajmować się zapaśnicy po zakończeniu kariery - trenowaniem innych i graniem w filmach oraz tym, czym zapaśnicy po zakończeniu kariery zajmować się nie zwykli - uczeniem się kolejnych języków. Na wszystkich tych polach odnosił spore sukcesy. Spod ręki jego oraz jego młodszego brata Władka - także zapaśnika - wyszły takie wrestlingowe legendy jak Johnny Valentine, Harley Race i Antonino Rocca, w 1950 wystąpił w klasycznym filmie noir ''Noc i miasto'', a do śmierci potrafił władać dziewięcioma językami.

Rzeczona śmierć w postaci ataku serca nadeszła 23 września 1967 roku. Niespełna rok później ziemski padół opuścił także jego brat - Władek, który takich sukcesów jak brat nie miał, ale wsławił się tym, że w 1934 zremisował 10-rundowy pojedynek z Helio Gracie - wynalazcą brazylijskiego jiu-jitsu i pradziadkiem Kyry Gracie, która gdy nikogo nie bije wygląda tak:

Obaj bracia Cygankiewiczowie walczący pod pseudonimem Zbyszko zostali włączeni do Hallu Sław Wrestlingu - Stanisław Jan w 2003, Władek w 2009. Co ciekawe, młodszy z rodzeństwa nie był ostatnim Zbyszkiem, który szalał po zapaśniczych arenach. Ksywę po sienkiewiczowskim lowelasie przyjął bowiem też niejaki Lawrence Whistler, który tak był zafascynowany Stanislausem, że został legendą zapasów jako Larry Zbyszko. I w tym momencie, wzorem Forresta Gumpa, musimy stwierdzić, że to wszystko co mamy na ten temat do powiedzenia.

bazyl & miszeffsky

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.