Dziwne przypadki Glenjamina Johnsona

Wielka przyszłość. Zmarnowany talent. Wielka przyszłość. Zmarnowany talent. Wielka przyszłość. Dlaczego, na Boga, ktoś miałby kraść coś takiego? Tak z grubsza można podsumować karierę Glenna Johnsona - nowego nabytku Liverpoolu.

O tym transferze angielskie media już niemal przestały donosić, bo wszystkie dawno do przeprowadziły, dogadały się co do jego wysokości i przyklepały. Ba, Liverpool zaczął już nawet sprzedawać koszulki z jego nazwiskiem , choć jak zaczął, tak równie szybko przestał. W końcu się dokonało - Glen Johnson za 17,5 mln funtów odszedł z Portsmouth i po raz drugi będzie szturmował wielki klubowy futbol. Ciekawe z jakim skutkiem, biorąc pod uwagę fakt, że kariera Johnsona przypomina rollercoaster kierowany przez pijanego operatora. Którym, biorąc pod uwagę niekonwencjonalne pomysły mógłby być sam zawodnik.

Glen Johnson jest produktem bodaj najlepszej akademii piłkarskiej w Anglii, czyli wychowankiem West Hamu, podobnie jak Frank Lampard, Rio Ferdinand, Michael Carrick, Jermaine Defoe czy (częściowo) John Terry i Sol Campbell. W dorosłej piłce zadebiutował jako 18-latek i choć zdążył rozegrać tylko 15 spotkań, a West Ham spadł z ligi, został uznany za jeden z największych talentów angielskiej piłki. Nic więc dziwnego, że ani sekundy nie spędził w drugiej lidze. Przed sezonem 2003/04 za 6 milionów funtów kupiła go Chelsea i jeśli na kimś nie robi to wrażenia, to może zrobi informacja, że Johnson był pierwszym zakupem Romana Abramowicza. W tym samym okienku transferowym Chelsea kupiła jeszcze Joe Cole'a, Claude'a Makelele, Geremiego (tego, który niestety nigdy nie był na testach w Hutniku Kraków), Adriana Mutu, Hernana Crespo, Juana Sebastiana Verona, Wayne'a Bridge'a i Damiena Duffa.

W Chelsea jednak Glen długo nie pograł. Zaczął wprawdzie świetnie - zadebiutował w meczu eliminacji Ligi Mistrzów przeciwko Żilinie, a w rewanżu strzelił swojego pierwszego gola. W pierwszym sezonie łącznie zagrał w 32 meczach i strzelił cztery bramki. W kolejnym, już pod wodzą Jose Mourinho zagrał 28 meczów, ale jego czas w Chelsea się kończył. Mourinho sprowadził za sobą z Porto Paulo Ferreirę, a jeśli dodać do tego Geremiego - konkurencja na prawej obronie robiła się naprawdę mordercza. Johnson w sezonie 2005/06 zagrał w Premier League tylko cztery mecze i jasne było, że musi odejść. Tym bardziej, że wtedy zasłynął wyjątkowym numerem.

Swój ostatni sezon na Stamford Bridge utalentowany obrońca spędził głównie kłócąc się z Mourinho i spożywając trunki wysokoprocentowe. Tym drugim zajęciem trudnił się w noc, przed wylotem na mecz Ligi Mistrzów z Barceloną, na który ku swemu zaskoczeniu został powołany, bo za kartki pauzowali Asier del Horno i Michael Essien. Kiedy dzień po imprezie pojawił się na lotnisku okazało się, że zapomniał paszportu. Działacze chcieli nawet wysłać samochód do jego mieszkania po zapomniany paszport, wtedy jednak zawodnik przyznał się, że dokument po prostu zgubił. Reszta drużyny poleciała do Hiszpanii, Johnson natomiast jeszcze tego samego dnia trafił do rezerw. Po sezonie bez żalu wypożyczono go na rok do Portsmouth, a rok później sprzedano za 4 miliony funtów.

W Portsmouth zaczął grać, szybko jednak ponownie zrobił sztuczkę, która kazała zastanowić się nad jego zdrowiem psychicznym. W styczniu 2007 r. został złapany razem z innym piłkarzem, napastnikiem Milwall Benem Mayem, kiedy próbował ukraść ze sklepu... deskę klozetową. Zarabiający ok. 30 tys. funtów tygodniowo zawodnik schował ją w opakowaniu innego, tańszego produktu razem z kilkoma innymi elementami armatury. Został przyłapany i ukarany grzywną w wysokości 80 funtów.

Na boisku jednak Johnson spisywał się coraz lepiej. Jeszcze przed transferem definitywnym zagrał w Portsmouth 28 meczów, rok później już 36. W swoim drugim sezonie wygrał z klubem Puchar Anglii, po drodze eliminując Manchester United. Już wtedy pojawiły się plotki o zainteresowaniu Liverpoolu i innych wielkich klubów, do transferu jednak nie doszło.

Poprzedni sezon miał już świetny. Zagrał w 37 meczach, a jego gol z meczu przeciwko Hull zajął drugie miejsce w plebiscycie na bramkę sezonu. Czemu zresztą trudno się dziwić.

Choć jego klub skończył sezon dopiero na 14 miejscu, Johnson został wybrany do jedenastki sezonu Premier League. Zawodnik wrócił też do reprezentacji Anglii i w ostatnim meczu eliminacji mundialu w RPA wygranym z Andorą 6:0 miał aż cztery asysty i słusznie został wybrany zawodnikiem meczu.

Czy Glen Johnson wreszcie zacznie grać tak, jak się tego od niego oczekuje? Cóż, z jednej strony wszystko wskazuje na to, że wreszcie wydoroślał i zaczął spełniać pokładane w nim nadzieje. Z drugiej - tak samo Rafa Benitez myślał ściągając do klubu Jermaine Pennanta i Craiga Bellamy'ego i za każdym razem kończyło się widowiskową katastrofą. Jak będzie tym razem? Cóż, z naszego punktu widzenia może być tylko dobrze. Albo będziemy oglądać świetnego zawodnika w świetnym klubie, albo też dostaniemy niejedną zabawną historię.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.