Nike, przepisy i kasety wideo

Saga o najsłynniejszym wsadzie jakiego nikt nie widział trwa. Nike postanowiło się wytłumaczyć z decyzji o konfiskacji taśm z zapisem sparingu rozegranego podczas campu LeBrona Jamesa. Jak można się było domyślać, nie miała ona nic wspólnego z tym, że LeBron został podobno ośmieszony przez młokosa Jordana Crawforda.

Tako rzecze Derek Kent, rzecznik Nike:

Nike od lat organizuje campy, które pomagają w rozwoju młodych sportowców i od zawsze obowiązują na nich te same przepisy dotyczące tego, które ich części są otwarte dla mediów, a które zamknięte. Niestety po raz pierwszy od czterech lat, dwóch dziennikarzy nie uszanowało naszego zakazu filmowania sparingu rozegranego ''po godzinach'', już po zakończeniu LeBron James Skills Academy.

Innymi słowy: Proszę się rozejść. Nie ma tu nic do oglądania... 

Przypomnijmy jednak, że obydwaj kamerzyści, którzy musieli oddać taśmy na zdecydowaną prośbę dyrektora Nike Basketball, twierdzą, że nikt nie zwrócił im uwagi, a interwencja miała miejsce dopiero po meczu. A jej uzasadnienie pojawiło się dopiero kilka dni po fakcie (pierwotnie Nike po prostu powiedziało, że ''potrzebują tych taśm'' i że ''jutro oddadzą'').

W internecie pojawiły się także plotki (zmyślone), że Nike wystawiło taśmę ze wsadem na LeBronie na aukcję, z której dochód miał trafić na cele charytatywne. Zwycięzca musiał jednak podpisać zgodę na absolutny zakaz umieszczania filmu w internecie. Być może własną krwią. Albo krwią Jordana Crawforda.

Ponieważ wszystko wskazuje na to, że póki co szanse na wyciek wideo są znikome, postanowiliśmy zrekonstruować przebieg wydarzeń - tak dunkuje Jordan Crawford... 

...a tak daje nad sobą dunkować LeBron James: 

Dodajcie sobie jedno do drugiego i rzeczywiście chyba można się rozejść.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.