6 teamów F1, których najbardziej nam brakuje

Nie będzie już BMW Sauber w Formule 1. Czy jest nam z tego powodu przykro? Niespecjalnie. Czy będziemy za niemieckim teamem tęsknić? Nie. A były (i są) takie zespoły, za którymi tęsknimy. I których zniknięcie z F 1 było dla nas jak cios KERS-em prosto w serce.

Minardi - team legenda F 1 - 20 sezonów (1985-2005), 345 wyścigów i całe 38 punktów (fakt, że według dzisiejszych standardów byłoby to punktów 132, fakt drugi z kolei to to, że 1/4 tych ''oczek'' zdobył pierwszy kierowca ekipy Pierluigi Martini, który skończył jeździć dla włoskiej ekipy w 1995). Podczas gdy inne teamy słynęły z potężnych silników, najlepszych kierowców, agresywnych strategii czy charyzmatycznych szefów, Minardi do historii F 1 weszło... najlepszym espresso podawanym w pit stopie. Dziś mówi się, że ich bolidy, biorąc pod uwagę nakłady finansowe na nie ponoszone, nie były jednak wcale takie złe.

Na pewno złą szkołą nie było z kolei Minardi dla młodych, początkujących kierowców - to pierwszy team takich asów kółka i podwójnego dyfuzora jak Fernando Alonso (2001), Mark Webber (2002), Giancarlo Fisichella (1996) i Jarno Trulli (1997). Nas zawsze urzekał atmosferą wielkiego luzeu, jaka zawsze otaczała tę ekipę oraz tym, że swego czasu rząd węgierski zadeklarował, że zapłaci Włochom cztery miliony dolarów, jeśli zatrudnią ''madziarskiego Sennę'' Zsolta Baumgartnera. W 2005 roku Minardi kupione zostało przez Paula Stoddarta i obecnie jeździ jako Scuderia Toro Rosso, gdzie zamiast ''madziarskiego Senny'' jest ''szwajcarski Prost'' czyli Sebastian Buemi.

Midland - czyli ex - Jordan, przyszły Spyker i obecny Force India. Gdy w 2006 roku Jordan Grand Prix kupił kanadyjski biznesmen o rosyjskich korzeniach Alex Shnaider, przemianował team na Midland i ogłosił, że to pierwsza rosyjska ekipa F 1. Fakt, że zabawka Shnaidera z Rosją miała tyle wspólnego co z Śląsk z dostępem do morza w ogóle mu nie przeszkadzał. Midland pojeździł sobie trochę przez sezon 2006, jednak szybko został nabyty drogą kupna przez Holendrów ze Spykera i rok debiutu Roberta Kubicy w Formule 1 kończył już jako Spyker MF1 Racing.

Spyker startował w przyszłym sezonie, potem szybko kupił go Dr. Vijay Mallya i przemianował na Force India. Resztę tej bajki już znacie, choć dobro jeszcze w niej nie zwyciężyło, a bolidy (a może kierowcy) FI odgrywają w tej historii raczej pociesznych stworzeń typu Ewoki. Midland ląduje na tej liście ze względu na to, że prędzej doczekamy się walki Gołoty z Godzillą niż polskiego teamu F 1, postanowiliśmy zatem uhonorować najbliższą nam słowiańską ekipę.

Lola - choć zabrzmi to jak osobiste wyznanie, Lola pojawiała się i znikała. Brytyjski team startował w Formule 1 w latach 1962-63, 1967-68, 1974-75, 1986-1991 i w 1997 i nie wyróżnił się niczym szczególnym. Oczywiście oprócz nazwy, która gwarantuje mu pewne miejsce w tym rankingu. Jako, że jesteśmy, cytując jeden z komentarzy z zamierzchłych czasów ''infantylni i egzaltowani'', zawsze bawiły nas opowieści kierowców o tym, jak to ''jeździł w Loli'' i traktowaliśmy jak spowiedź alkoholiczki rzucane luźno hasła, że ''Lola bierze ostry zakręt''. Tak, infantylni i egzaltowani.

Jordan - bardzo prozaicznie - ze względu na niesamowitą kolorystykę bolidów i całej ekipy. Oglądanie wyścigów z udziałem tego teamu było jak obserwowanie Jorge Camposa biorącego udział w maratonie 

Zgodnie z wyścigową doktryną przyświecającą brytyjskiemu zespołowi - ''Bądź widoczny, bądź bezpieczny'' - zdecydowanie byli widoczni i byli bezpieczni.

Lotus - bo to jednak kawał historii Formuły 1. 36 sezonów (debiut w Monaco w 1958, ostatni wyścig w Australii w 1994), 493 starty, 73 zwycięstwa, 102 pole positions, 1332 punkty, siedem mistrzostw świata konstruktorów, sześć mistrzostw świata kierowców. No i do tego ta nazwa... to nie tylko kawał historii Formuły 1, to także kawał naszej historii i naszego dzieciństwa (przynajmniej do momentu, kiedy w okolicach 25. urodzin nie postanowiliśmy wszyscy pozmieniać wreszcie komputerów).

Benetton - chodzący, a raczej jeżdżący dowód na to, że i producent fikuśnych pulowerków może mieć w F 1, wśród ryczących silników, szalonych prędkości, hektolitrów testosteronu i paliwa, swój zespół. I to zespół bardzo dobry. Ciężko wytłumaczalny miejsce na tej liście, ale chyba każdy kibic Formuł 1 gdzieś tam głęboko, nawet jeszcze pod fascynacją ludźmi w mokrych strażackich mundurach, nosi skrywaną sympatię do Benettona. Chociaż zdobyte przez nich w ciągu 15 sezonów (1986-2001) 851,5 punkta nie wiedzieć czemu brzmi trochę demonicznie. Ta liczba sprawdziłaby się świetnie jako nazwa bułgarskiego zespołu folkmetalowego.

miszeffsky

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.