Dobry pomysł, zły pomysł: Być jak Ojciec Karras

Jeśli po dwumeczu Wisły z Levadią ktoś miał koszmary, w których śniły mu się polskie drużyny odpadające natychmiast z pucharów, to przynajmniej w jednym przypadku te sny nie okażą się prorocze. Co wcale nie oznacza, że większość naszych drużyn nie skończy jak filmowy egzorcysta.

Dobry pomysł: Awansować. Nie wiemy co musiałoby się stać, żeby Lech Poznań nie awansował. Jacek Zieliński ma zaliczkę tak wielką, że nawet jeśli wystawi w rewanżu jedenaście snopków siana - Fredrikstad nie ma prawa odrobić strat.

Zły pomysł: Nie zrobić kroku w kierunku awansu. Legia pokazała, jak grać źle i być zadowolonym. Wywiozła z Kopenhagi wynik dający jej sporą przewagę przed rewanżem, dlatego o wartościach artystycznych zmilczymy. Przynajmniej w tym akapicie. Polonia tymczasem zrobiła sobie wybitnie pod górkę i choć z pisaniem ''Polonii w pucharach pamięci żałobnego rapsodu'' jeszcze się wstrzymamy, to spokojnie możemy już zacząć składać pierwszej rymy. Krótko mówiąc - patrząc na jej dotychczasowe pucharowe poczynania, nie wyobrażamy sobie, że na wyjeździe wygra dwiema bramkami.

Dobry pomysł: Wyegzorcyzmować Levadię. Kto po dwumeczu Wisły z Levadią zaczął się naprawdę bać? Chyba nie tylko nam przyszło do głowy, że w Europie nie ma już (za) słabych. Przynajmniej dla polskich drużyn. Lech na szczęście pokazał, że może być inaczej. Nie tylko miał miażdżącą przewagę, ale potrafił jeszcze przekuć ją na worek bramek wykazując się przy okazji zerowym poziomem asekuranctwa i minimalizmu co u polskich drużyn nieczęste. Mamy świadomość, że rozciąganie nieudacznictwa Wisły na wszystkie polskie drużyny nie jest fair, ale to, co Wisła zrobiła również fair nie było. Dlatego taka odtrutka, jaką zorganizował Lech była wyjątkowo potrzebna.

Zły pomysł: Nie bać się. Mimo wszystko z optymizmem wstrzymamy się do przyszłotygodniowych zajęć europejskiej sekcji gimnastycznej, szczególnie, jeśli ma to być optymizm z pokryciem. Bez trudu przychodzi nam wyobrażenie sobie sytuacji, w której za tydzień w pucharach pozostaje tylko jedna polska drużyna, zwłaszcza kiedy przypomnimy sobie jak wielkie szczęście miała Legia i jak jej remis był niesprawiedliwy.

Dobry pomysł: Zasuwać. W pierwszej chwili ten akapit miał być zatytułowany nieco inaczej, ale wtedy były to pierwszy w historii Z Czuba wpis, który pojawiłby się dopiero po 23.00. Lech już swoje zrobił, ale warszawskie drużyny od awansu na razie są bardzo daleko. Polonia musi wspiąć się na absolutne wyżyny umiejętności, jeśli chce jeszcze o czymkolwiek marzyć. Jeśli w Holandii bodaj w jednym procencie pokaże to, co w meczach z Buducnostą (drugim) i Juvenesem (pierwszym) - pożegna się z pucharami. Koniec kropka. Podobnie będzie z Legią, jeśli zagra tak jak w Kopenhadze. Jedynym zawodnikiem, który nie może mieć po tym meczu do siebie pretensji jest Jan Mucha, a to o wiele za mało na awans. Jasne, wynik 0:0 niby wystarczy, ale mamy dziwne wrażenie, że próba obrony przewagi z pierwszego meczu po prostu musi skończyć się klęską. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niemal na pewno w Warszawie zabraknie obu środkowych obrońców.

Zły pomysł: Nie zadumać się. Nie ma jeszcze sierpnia, a 75 procent polskich drużyn w pucharach jest pretty fuckin' far from awans do kolejnej rundy. W zasadzie w każdym, oprócz naprawdę optymistycznego scenariusza, za tydzień połowa polskich drużyn będzie mogła ''koncentrować się na lidze''. A prawdziwe wyzwania nie tylko jeszcze się nie zaczęły, ale nawet nie czają się jeszcze za rogiem. Ktoś ma odwagę, żeby wyciągać z tego wioski o stanie polskiej piłki?

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Agora SA