Darren Bent nie stał się jedną z legend Tottenhamu. Choć był najlepszym strzelcem drużyny w zeszłym sezonie, generalnie rozczarował. Napastnik, za którego klub zapłacił dwa lata temu 16,5 mln funtów strzelił w tym czasie zaledwie 25 bramek (660 tys. funtów za sztukę) i jest na wylocie.
Chyba, biorąc pod uwagę, że plotki o jego odejściu słychać od dłuższego czasu, natomiast samego transferu jak nie było, tak nie ma, choć prawdopodobnie niedługo będzie, biorąc pod uwagę, że londyński klub kupił niedawno Petera Croucha, a Bent nie poleciał z drużyną na przedsezonowe zgrupowanie. Najwyraźniej jednak zawodnik ma dość czekania i postanowił dać wyraz swojej frustracji na Twitterze (tłumacząc staraliśmy się zachować oryginalną nieszablonową interpunkcję):
Daniel Levy, gdyby ktoś nie wiedział, jest prezesem Tottenhamu. Gdybyście szukali, konto niejakiego ''db10thetruth'' już nie istnieje. Nie ma pewności czy rzeczywiście należało do Benta, choć dziennikarze Guardiana twierdzą, że tak. Tottenham bada sprawę i jeśli potwierdzi się, że konto należało do ich zawodnika, zamierzają się nią zająć.
Trzeba przyznać, że moda na Twittera ma jedną ogromną zaletę - to, że sportowcy do prowadzenia swoich kont nie zatrudniają agencji PR (przynajmniej nie wszyscy), tylko piszą sami. I to jak. Żałujemy tylko, że rewolucja informacyjna cały czas ominęła polskich zawodników.
Kto nie chciałby przeczytać, co mają do powiedzenia piłkarze Wisły po dwumeczu z Levadią. Albo co ma do powiedzania o tym czy o owym Artur Boruc. No, i ciekawe, czy rok temu na Twitterze Adama Kokoszki nie pojawiłby się wpis: Czy chcę iść do Empoli TAK więc przestań odp... Cupiał.