Pijany orzeł

Pamiętacie słynny, nieustany skok Janne Ahonena na 240 metrów oddany na mamucie w Planicy? Jak donosi Sport.pl fiński skoczek był wtedy na mamucim kacu. Obejrzeliśmy sobie ten skok jeszcze raz i choć widzieliśmy go już wielokrotnie, jeszcze nigdy nas tak nie bawił.

Janne Ahonen wydał swoją autobiografię ''Królewski Orzeł'', w której opisuje kulisy m.in. tego konkursu kończącego Puchar Świata w 2005 roku. Ponieważ nikomu nie chciało się wierzyć, że Fin rzeczywiście skakał wtedy na ciężki kacu, poproszono go o komentarz. No to skomentował:

To były szalone zawody. Najpierw wypiliśmy skrzynkę piwa w pokoju hotelowym, a później udaliśmy się w miasto. Odwiedziłem w Krajnskiej Gorze wszystkie puby, kawiarnie i restauracje. O świcie, kiedy wróciliśmy do hotelu, wyszedłem na balkon i patrząc na góry zapaliłem papierosa; zrozumiałem jakie zrobiłem głupstwo. Powiedziałem: Chłopaki, za chwilę będziemy startować na największej skoczni świata. Żałowaliśmy tej nocnej zabawy, ale - bez skandalu - nie można było się już wycofać z konkursu.

Ahonen się zatem nie wycofał, ale:

Było mi niedobrze, bolało mnie całe ciało, miałem kłopoty z koncentracją. Po prostu byłem skacowany i to bardzo. Nie poszedłem na rozgrzewkę przed konkursem, gdyż strasznie zionęło ode mnie alkoholem. Nie chciałem spotkać się z trenerem Tommim Nikunenem, ponieważ od razu zrozumiałby, co się stało.

Pomijamy już, że w pierwszej serii w tym stanie Fin skoczył 233,5 metra, drugi skok wyglądał tak:

Kiedyś wydawało nam się, że to bardzo dramatyczny skok, teraz już tylko komiczny. Zwłaszcza gdy Włodzimierz Szaranowicz pyta tuż przed nim: ''Ahonen jest w stanie. Ale czy ustać?''. Teraz już wiemy, że poprawna odpowiedź brzmiała: ''wskazującym''. 

Swoją drogą ktoś powinien zaktualizować tę listę . I wyśledzić co porabiał w nocy przed tym występem:

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.