Najważniejsza bramka prawie strzelona przez bramkarza w Lidze Mistrzów

Z reguły staramy się unikać takich sformułowań jak ''najważniejszy'', ''najgłupszy'' i tak dalej, bo cała strona Z czuba miałaby tytuły zaczynające się od ''naj-''. Jednak w przypadku tak wąskiej kategorii jak bramki strzelone przez bramkarzy, a raczej strzelone prawie przez nich i to do tego w ostatniej minucie doliczonego czasu gry i decydujące o awansie do kolejnej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów, stwierdziliśmy, że możemy zrobić wyjątek. Sami rozumiecie, takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Zapoznajcie się zatem z golem strzelonym przez przy udziale Ruia Patricio ze Sportingu Lizbona w meczu z Twente Enschede.

W pierwszym spotkaniu III rundy eliminacji do Ligi Mistrzów kibice na Estadio Jose Alvalade zobaczyli widowisko nudniejsze niż cały dzień spędzony z Telezakupami Mango Gdynia. Dobrą informacją dla wszystkich było to, że mecz się skończył, dobrą informacją dla kibiców Twente było to, że mecz skończył się bezbramkowym remisem. W Enschede było nawet jeszcze lepiej - miejscowi już od drugiej minuty prowadzili 1:0 po bramce Douglasa. Później z drugiej minuty zrobiła się 95. i stało się to...

O to, kto strzelił bramkę kłócą się od wczoraj kibice, naukowcy i parlamenty połowy cywilizowanego świata, chociaż ostatecznie przypisuje się ją obrońcy Twente Peterowi Wisgerhofowi. Nie ulega jednak wątpliwości, że Rui Patricio swoją ułańską szarżą do zdobycia tej bramki się przyczynił, nie jesteśmy także pewni, czy wbiegnięcie przez niego w pole karne w Twente nie rozwiązało problemu powodzi w Indiach, nie zahamowało rosyjskich plany uzzależnieneia od siebie Gruzji oraz nie pokolorowało plam na Słońcu na różowo. Trzeba też przyznać, że potencjał ofensywny bramkarz Sportingu ma spory. Choć tak wysublimowany jak dywizja czołgów T-72. W każdym razie jest bohaterem, bo po 1:1 to Sporting zagra dalej, a Twente Lidze Mistrzów mówi w tym roku ''papa''.

Copyright © Agora SA