Sprawa jest delikatna. Mówimy o świetnej biegaczce, która zdeklasowała w środowy wieczór rywalki, mimo że jeszcze rok wcześniej nikt o niej nie słyszał. Normalne w takich przypadkach są podejrzenia o doping, ze względu jednak na, ekhm, oryginalną urodę Afrykanki, dochodzenia IAAF skupiło się na jej płci. Oburzeni kibice z rodzinnego kraju uważają to za wyjątkowo okrutny przejaw rasizmu, sama zawodniczka jednak wydaje się niewzruszona. W jej imieniu głos zabrał trener Michael Seme:
Mimo wszystko IAAF sądzi, że Semenya może być hemafrodytą, czyli posiadać genetyczne zaburzenia płci i swoją decyzję o przeprowadzeniu testów tłumaczą troską o jej zdrowie. Rzecznik związku Nick Davies, który przed finałem 800 metrów powiedział, że nie ma żadnych powodów, żeby zabronić startu Caster, tak uzasadniał mające miejsce badania:
Mamy nadzieję, że testy wyjdą IAAF lepiej niż realizacja tych założeń...
Gdyby okazało się, że Semenya poszła w ślady Niemca Hermanna Ratjena, który na Igrzyskach w Berlinie w 1936 roku przebrany za kobietę, Dorę Ratjen, startował w skoku wzwyż, będzie to prawdziwy skandal (ale i tak bardziej chytry plan - Ratjen dał się wtedy pokonać pięciu paniom). Jeśli okaże się, że ma zarówno chromosomy męskie jak i żeńskie (o ile nie wiedziała o tym wcześniej i postanowiła wykorzystać) ciężko będzie piętnować ją za to jaką się urodziła. Gdy jednak wyjdzie, iż jest po prostu klasycznym ''kobietonem'' (a takich jesteśmy w stanie wskazać dziesiątki na tych mistrzostwach), ktoś będzie ją musiał gorąco przeprosić i kupić jakieś ładne kwiaty.