Dlaczego Burnley wejdzie do pucharów

Po pierwszej kolejce Premier League wydawało się, że Burnley nie ma szans na utrzymanie się w lidze. Ale dwie kolejki później mają dwa zwycięstwa i sześć punktów. Jaki jest ich klucz do sukcesu?

Zanim go ujawnimy, uprzedzamy. To prawdopodobnie najbardziej naciągana teoria w historii Z Czuba. Gdyby ktoś chciał na jej podstawie pobiec do bukmachera, bardzo prosimy, żeby się spróbował powstrzymać, a gdyby mu się nie udało przypominamy, że ostrzegaliśmy. To rzekłszy...

W pierwszej kolejce, w meczu przeciwko Stoke Burnley poległo. Jednym z zawodników, który ich pogrążył był były zawodnik Manchesteru United - Ryan Shawcross. Ktoś w klubie najwyraźniej poszedł po rozum do głowy i zorientował się, że na zawodników Man Utd trzeba uważać.

Uważali więc tak dobrze, że Man Utd nie strzeliło im bramki, choć miało w składzie wyłącznie piłkarzy Man Utd. Michael Carrick nie potrafił pokonać bramkarza nawet z karnego.

 

Skończyło się zwycięstwem Burnley 1:0. Przyszedł mecz z Evertonem i ponownie rywale dostali rzut karny. Podszedł do niego Luis Saha. Tak, były gracz Man Utd. I oczywiście nie strzelił.

Widać wyraźnie, że mamy tu do czynienia z pewnym wzorcem. Jeśli klątwa Burnley będzie trwała, czeka nas w tym sezonie jeszcze sporo niespodzianek, bo byłymi zawodnikami Man Utd Premier League jest wybrukowana.

Najbardziej przerąbane ma Sunderland, w którym gdyby wrzucić do szatni kamień - niemal na pewno trafi w byłego gracz Man Utd. Gra ich tam bowiem aż pięciu: Phillip Bardsley, Paul McShane, David Healy, Fraizer Campbell i Kieran Richardson.

Nie uchronią się także West Ham (Jonathan Spector), Fulham (Eric Nevland), Wolves (Sylvan Ebanks-Blake). Powinna się także udać zemsta na Stoke, w ktorym grają Danny Higginbotham i Ryan Shawcross.

Wygląda też na to, że czeka nas jeszcze kilka wielkich niespodzianek. Z wielkiej czwórki bezpieczny jest tylko Liverpool. Arsenal ma przerąbane z powodu Mikaela Silvestre, a Chelsea przez Johna Obi Mikela. Jeśli wierzyć w istnienie Wielkiej Piątki, to i tak bezpieczny jest tylko Liverpool. Man City zostanie bowiem pogrążony przez Carlosa Teveza.

Co to oznacza? Jeśli nawet wszystkie inne mecze Burnley przegra - będzie miało 57 punktów. To nie tylko dość, żeby utrzymać się w lidze. W zeszłym sezonie Fulham potrzebował tylko 53 punktów, żeby zająć siódme miejsce i awansować do Ligi Europejskiej.

A potem słońce wzejdzie w nocy, bo uzna, że w ciemnościach jego światło bardziej by się przydało.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.