Jak nie Liverpool to co?

Premier League bez ''Wielkiej Czwórki'' to jak Z czuba bez ''Z'', jak zachód Słońca bez Słońca czy FIFA 98 bez ''Song 2''. Od momentu kiedy 17 lat temu z First Division z popiołów wyłoniła się Premier League, tylko raz zdarzyło się, żeby w jej pierwszej czwórce meldował się zaledwie jeden klub z kwartetu Arsenal-Chelsea-Liverpool-Manchester United, raz, żeby tylko dwie z tych drużyn ukończyły sezon w Top 4, sześć razy w pierwszej czwórce było trzech przedstawicieli ''WC'', a dziewięć razy komplet, w tym cztery ostatnie sezony z rzędu. Teraz jednak wiele wskazuje na to, że drobne problemy z utrzymaniem swojej pozycji może mieć Liverpool, Czy jakaś drużyna wskoczy zamiast niego do czwórki? I czym to okupi?

Początek nowego sezonu Premier League z pewnością nie jest taki, jak sobie to Rafa Benitez wyśnił (no chyba, że śniły mu się efektowne porażki). Dwie przegrane (1:2 z Tottenhamem, 1:3 z Aston Villą) w trzech pierwszych meczach nie wyglądają najlepiej i nawet wygrana 4:0 ze Stoke tego nie poprawia. Posada Beniteza wisi, wybaczcie żart fryzjerski, na włosku i niektórzy mówią, że ciągle będzie on trenować - tak, ale niedługo już wyłącznie we własnej siłowni. Powstaje zatem pytanie: Jeśli Liverpool wyleci z pierwszej czwórki, to kto za niego do niej wejdzie? Chętnych co prawda teoretycznie nie brakuje, ale tak naprawdę każda drużyna, która w ostatnich kilkunastu latach przełamywała dominację wesołego kwartetu, obrywała za to mniej lub bardziej, szybciej lub później. Wyglądało to tak, jakby Wenger, Dowolny Trener Liverpoolu W Tym Czasie, Ferguson i Dowolny Trener Chelsea W Tym Czasie wydawali co roku kilkadziesiąt milionów funtów na zdolnych pomocników Dynama Zagrzeb, do których w komplecie dokładano mandolinę i zestaw laleczek voodoo, przedstawiających ligowych przeciwników. Oto jak kończyły drużyny dotknięte, wybaczcie po raz kolejny, ''Klątwą WC''.

Norwich City - Kanarki pojawiły się na boiskach Premier League, kiedy nie było jeszcze żadnego cholernego Aviva tylko stare, dobre Com... nieważne. W każdym razie już w premierowym sezonie Premier League (1992/93) wylądowały na trzecim miejscu. Potem klątwa rzucona przez potentatów zaczęła działać - rok później było już gorzej (12. miejsce), dwa lata później zdecydowanie gorzej (20.), a jeszcze rok później trochę lepiej. Niestety już w Championship. Do najwyżej klasy rozgrywkowej The Odblaskowe Koszulkis powrócili w sezonie 2004/05, ale tylko po to, żeby zerknąć, czy nic się nie zmieniło pod ich nieobecność . Nic się faktycznie nie zmieniło, włącznie z tym, że dostawali baty od każdego, komu się tylko nawinęli i od razu spadli. W zeszłym roku okazało się, że nawet Championship to dla nich @$@$@%@$ wysoko zawieszona poprzeczka i teraz Norwich tuła się po trzeciej lidze.

W tejże wesołej trzeciej lidze potyka się i mierzy z Leeds United , które na przełomie tysiącleci wyrastało na potęgę wyspiarskiego futbolu, trzy razy z rzędu meldując się w top 4 (1998/99 4. miejsce, 1999/2000 3., 2001/202 4.). Klub wpadł w jednak w straszliwe długi, wyprzedał połowę składu i w ciągu trzech kolejnych sezonów radośnie turlał się w dół (miejsca kolejno 5., 15., 19. i spadek). Od tamtej pory podróżuje ciągle między drugą a trzecią ligą. Możliwe jednak, że wszystkiemu nie są winne klątwa i pusta kasa, ale działacze Leeds po prostu zreflektowali się wreszcie, co robią i pokornie wrócili do swojego niższoligowego miejsca w szeregu. Albo wyprzedali piłkarzy w imię zmyślnej taktyki transferowej - ''Po co nam Rio Ferdinand i Woodgate, skoro mamy Patricka Kisnorbo , Lubomira Michalika i trójwymiarowe logo ''.

Najbardziej na ideę wielkoczwórkowości zamachnęli się podli karierowicze i futbolowi puryści z Blackburn . Podczas gdy uwagę Arsenalu, Chelsea, Liverpoolu i Manchesteru United odwracali najpierw The Odblaskowe Koszulkis, a później wąsy Jana Furtoka i nowe odcinki ''Simpsonów'', Roversi chyłkiem i po kryjomu pięli się do góry. Pierwszy sezon w Premier League skończyli na miejscu czwartym, rok później byli już drudzy, aż w sezonie 1994/95 zdobyli nawet mistrzostwo (niektórzy twierdzą, że były w to uwikłane siły nieczyste, wskazując też na słowo ''black'' w nazwie klubu).

Blackburn majstra zdobyło ku zgrozie sir Aleksa Fergusona, który wiedział, że o czymś zapomniał (Mleko? Wyłączyłem. Gumę? Wyżułem. Whiskey? Wypiłem. Siwieć? Osiwiałem. Widzieć śmiesznego człowieczka ? Widziałem. Mistrzostwo? Goddamn!). Kolejne lata Blackburn spędziło jednak na właściwszych dla nich miejscach - odpowiednio 7., 13. i 6., by w roku 1999 spaść z Premier League. Do najwyższej klasy rozgrywkowej Roversi wrócili dopiero w roku 2001, gdy już uporali się z problemem roku 2000. Od tamtej pory jednak, jak Stare Dobre Małżeństwo, taplają się w bagnie przeciętności.

Raz poważyła się narazić Wielkiej Czwórce Aston Villa i to już zaraz na samym początku zreformowanej ligi - w pierwszym jej sezonie zajęła bowiem miejsce numer 2. Potem przez następne trzy lata nie wyszła z miejsca dziesiątego, a w sezonie 1994/95 mało brakowało, by ligowy tryumf Blackburn i rozważania sir Aleksa oglądała już z oddali Championship, bo ledwo uratowała się przed spadkiem. Przez następne kilkanaście lat Arsenal, Chelsea, Manchester United i Liverpool czuły wprawdzie od czasu oddech The Villans na plecach (5. miejsce w sezonie 1996/97, pięć razy miejsce szóste), ale zawsze, jak się odwracały, chłopaki z Birmigham udawały, że to tylko strasznie wieje.

Klątwa Blackburn boleśnie powiązana była z osobą Alana Shearera, który w trzech opisywanych wyżej i udanych dla klubu sezonach strzelił dla niego 81 bramek w lidze, a potem już żadnej, bo uznał, że w czarno-białych paskach bardziej mu do twarzy i przeniósł się do recydywistów z Newcastle . Ci stawali na trzecim miejscu ligowego podium w sezonie 1993/94 i na drugim w sezonie 1995/96, a potem stwierdzenie ''maksimum tego, na co ich było stać'' stało się równoznaczne z ''11. miejsce''. Kiedy wreszcie uświadomili sobie że nie muszą grać przez cały czas tylko Shearerem (i przestali wstawiać go na bramkę w seriach rzutów karnych oraz nie kazali mu już więcej projektować strojów) okazało się jednak, że mogą - efekt to czwarte miejsce w sezonie 2001/2002 i trzecie rok później. Efekt z kolei tego? Miłe powitanie z Championship w zeszłym sezonie, trener z zaczeską i miano najbardziej znienawidzonego zespołu na Wyspach, które zabrali Millwall.

Raz - czwartym miejscem w sezonie 2004/2005 - zawinili piłkarze Evertonu . Oni jednak nawet nie muszą spadać (choć w takiej dyspozycji, jak na początku tego sezonu są do tego na niezłej drodze). Wystarczy, że w tym roku rozgrywkowym muszą grać w tym .

miszeffsky

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.