Pięć mgnień Ligi Mistrzów

Ruszyła! I to na razie najważniejszy komunikat, bo choć sporo zobaczyliśmy, to dopiero pierwsze liźnięcie prawdziwych emocji. Na nie mimo wszystko musimy jeszcze chwilę zaczekać. Przynajmniej do środy, kiedy obejrzymy pierwszy prawdziwy hit.

1. Hity. Zabrakło. Największym hitem tej kolejki jest środowy mecz Interu z Barceloną i może warto było jednak zmienić kolejność rozgrywania meczów tak, żeby Liga Mistrzów wystartowała prawdziwym szlagierem? We wtorek zobaczyliśmy wprawdzie sporo wielkich firm, ale w konfiguracjach nieprzesadnie ekscytujących. Co nie znaczy, że nie było na czym oka zawiesić.

2. Demonstracja siły. Jak pokazać światu swoją galaktyczność? Hm, może by na przykład na start Ligi Mistrzów wygrać na wyjeździe 5:2. Fakt, przeciwnik słaby, ale wynik i tak robi wrażenie. Nawet jeśli bramkarz FC Zurich osobiście go wyśrubował. Podobnie było z Cristiano Ronaldo. Nawet jeśli nie zagrał wybitnie, to zagrał skutecznie. Jego pierwszy gol był popisem umiejętności, drugi zdecydowanie popisem fajtłapowatości bramkarza, ale o tym za dwa tygodnie nikt nie będzie pamiętał.

3. Potęgi. Zrobiły swoje. Real rozbił FC Zurich, Bayern Maccabi Hajfa. Chelsea i Man Utd po prostu wygrały. Skromnie bo skromnie, ale to zdecydowanie jeszcze nie etap, na którym ktokolwiek byłby skłonny umierać za widowiskowość. No, może poza Realem, który zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Zresztą, Man Utd w zeszłym sezonie niezmordowanym jedenzeryzmem dojechał aż do finału, więc niby dlaczego miałby nagle zmieniać taktykę?

4. Polacy. Dorzucili kilka argumentów do dyskusji pod roboczym tytułem ''Czemu nas tam nie ma''? Jedna z odpowiedzi może brzmieć tak: Kamil Kosowski był we wtorek najlepszym zawodnikiem z pola APOELu, który wywiózł remis z wyjazdowego meczu z Atletico Madryt. Tu wyobraźmy sobie szał, jaki by zapanował, gdyby w Lidze Mistrzów to Wisła Kraków wywiozła remis z wyjazdu do Atletico. Wisła jednak nie może tego zrobić, bo odpadła z Levadią Tallin. I być może jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest fakt, że całkiem niedawno miała tego samego Kosowskiego. Mimo, że był wtedy jej najlepszym zawodnikiem i w pół roku uskładał 9 asyst - pozbyła się go. Bez żalu i za darmo.

5. Filippo Inzaghi. Typowy poranek Inzaghiego wygląda zapewne tak. Budzę się z krzykiem. Okazuje się, że to mój krzyk radości po tym, jak niechcący przez sen strzeliłem gola. Wstaję. Jeszcze zaspany próbuję założyć kapcie. Potykam się, a potykając się strzelam kolejnego gola. Idę do łazienki. Choć próbuję się powstrzymywać, podczas mycia zębów strzelam jeszcze dwie bramki. Idę do kuchni. Na śniadanie przygotowuję sobie kawę i dwa tosty. Kiedy wkładam kromki chleba do tostera strzelam bramkę. Kolejną udaje mi się zdobyć przez nieuwagę podczas nalewania do kawy mleka. Siadam do stołu z mocnym postanowieniem - żadnych bramek więcej dopóki się nie ubiorę. Nie udaje się - smarując tosty masłem strzelam hat tricka.

Krótko mówiąc - moment, w którym Inzaghi przestanie strzelać niechybnie będzie zwiastował koniec świata.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.