Merde! Znowu przegraliśmy

Spośród wielu drużyn, które w obecnym sezonie dołują, nie ma w szanujących się ligach drugiej ekipy dołującej równie ostro co Grenoble Foot 38. Zespół w ośmiu meczach francuskiej Ligue 1 nie zdobył ani oczka. Kibice nie powinni jednak narzekać na monotonię.

Zawodnicy GF38 starają się bowiem, aby każda porażka była inna i niepowtarzalna. Na inaugurację sezonu z Olympique Marsylia (0:2) dali zaaplikować sobie dwie piękne bramki, przy czym trafienie Mamadou Nianga każe obrońcom Grenoble przewartościować swoje ideały i zastanowić się nad sensem obranej ścieżki życiowej.

W następnej kolejce (1:2 z RC Lens) Eduardo również zasugerował biało-niebieskim defensorom, że może powinni zająć się uprawą rzepaku a nie kopaniem futbolówki.

Po tych pokazach strzeleckich umiejętności przyszły trzy wyjazdowe, ale zarazem wyrównane spotknia - z Boulogne (1:2) , z Saint-Etienne (0:1) i z mistrzowskim Bourdeaux (0:1) . "Do sześciu razy sztuka" - powiedziano sobie w klubie i ostrzono zęby na przełamanie w meczu u siebie z Stade Rennes. I tutaj jednak czekał na GF38 zimny prysznic. Wręcz lodowaty. Bęcki 0:4 a do tego bramka stracona po upływie dwudziestu sekund od rozpoczęcia zawodów.

Kolejna porażka z Auxerre (wyjazdowe 0:2) w zasadzie byłaby nieciekawa, gdyby nie pierwiastek polski. Ireneusz Jeleń, po tym jak brutalnie sfaulował go David Jemmali, postanowił wymierzyć mu sprawiedliwość edukacyjnym bodiczkiem. W efekcie obaj panowie pod rękę udali się do szatni z czerwonymi kartkami w protokole.

Wreszcie kolejka ósma i mecz u siebie z Montpellier. Niestety i tym razem piłkarze Grenoble przeżyli gorycz porażki (2:3) a na pociechę został im jedynie fakt, że po raz pierwszy w sezonie udało im się strzelić dwie bramki (to mniej więcej taka pociecha jak wtedy, gdy ukradną nam klucze, ale zostawią breloczek).

Fatalna postawa GF38 przyjmowana jest ze spokojem przez japońskiego prezesa klubu Kazutoshiego Watanabe. Pracy nie stracił (jeszcze) bośniacki trener Mecha Bazdarevic a wyniki drużyny często tłumaczone są plagą kontuzji (w krótkim czasie urazy złapali golkiper Jody Viviani oraz Chorwat Josip Tadic). Jedynym jasnym punktem zespołu jest napastnik Daniel Ljuboja.

Ten serbski zawodnik, w przeszłości reprezentujący m.in. PSG, VfB Stuttgart, HSV i Wolfsburg, zdobył 75% goli strzelonych przez swoją drużynę. Czyli trzy (jednego dorzucił jeszcze Nicolas Dieuze).

Nota bene, straszny frajer z tego Ljuboji - mógł sobie przyjść do Wisły (po meczu z Levadią oczywiście) i zaliczać praktycznie same zwycięstwa. A tak pozostaje mu tylko zaklnąć sobie pod nosem: "merde!".

Przemysław Nosal

Copyright © Agora SA