Jak oni wracają do formy w lidze brazylijskiej

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, co w Brazylii zostałoby powiedziane jako ''Gooooooooool, goool, gooool, gol, gol, gol''. W przypadku kilku napastników z Kraju Kawy nawet całkiem dosłownie.

W ostatnim czasie do ligi brazylijskiej powrócili enfant terrible z Mediolanu Adriano i enfant restaurant z Mediolanu Ronaldo. Historii jednego i drugiego specjalnie przytaczać nie trzeba - wszyscy pamiętamy jeszcze perypetie 27-letniego ex-napastnika Interu, który zamiast meczami bardziej interesował się życiem nocnym rozmaitych miast i niewracaniem na czas ze zgrupowań. Z kolei ''Jedyny i Prawdziwy Ronaldo'' od kiedy do trafił, nomen omen, do Interu w roku 1997 równie zawzięcie co z  bramkarzami rywali walczył z urazami i grawitacją. W dodatku tryb życia Adriano nie był mu obcy - Christian Vieri wyznał ostatnio, że kiedy obaj tworzyli śmiercionośny (głównie dla własnych kolan) duet nerazzurrich, Brazylijczyk dzień w dzień przychodził do jego domu, próbując wyciągnąć go na miasto. 

Tak jak Adriano w ostatnich sezonach nie mógł wrócić formą do czasów, w których mówiło się, że niczym wideo zapis jest on przyszłością piłki, tak dla Ronaldo ostatni w Europie pobyt w Milanie przyniósł więcej upokorzeń i przerw w grze niż sukcesów. W sezonie 2007/2008 zagrał dla rossonerich tylko sześciokrotnie, strzelając zaledwie dwie bramki. W Brazylii jednak obaj odżyli. Adriano w 22 spotkaniach ligowych dla Flamengo aż 15-krotnie trafiał do siatki rywali i jest liderem strzelców ligi. Żeby zbieżności nie było zbyt mało, wliczając w to 10 meczów i osiem goli w mistrzostwach stanu Sao Paulo, Ronaldo ma na swoim koncie w Corinthians również dokładnie 22 spotkania i 15 trafień. Na medialne peany pochwalne na cześć jednego i drugiego łatwiej się teraz natknąć w Brazylii niż na piasek na Copacabanie, a wszyscy kibice tamtejszej Serie A odtrąbili już powrót zarówno O Fenomeno, jak i O Imperadora. Dlaczego nie będziemy z tymi opiniami polemizować? Głównie dlatego.

Może to kwestia brazylijskiego powietrza tak wpływającego na obu napastników, może to tamtejsze drinki tak na nich działają, a może po prostu znowu najważniejsza jest dla nich gra w piłkę. Jedno jest pewne - nikt nie będzie totalnie zdziwiony jeżeli wrócą jeszcze do Europy. Właściciele barów i restauracji na Starym Kontynencie już zacierają ręce.

Copyright © Agora SA