Viana grała z Chapadinhą. W 80 minucie wprawdzie wygrywała 2:0, ale ich bezpośredni konkurent do awansu, Moto Clube, w swoim meczu rozgrywanym w tym samym czasie wygrywał 3:1 i to on w tym momencie był bliższy upragnionego celu. Zawodnicy Viany w końcówce zrobili jednak wszystko, by awans nie wymknął im się z rąk.
Co ciekawe, gdy sędzia meczu z udziałem Moto Clube usłyszał, że Viana rozpoczęła finisz i strzela bramkę za bramką, rzucił się do odrabiania strat dyktując trzy rzuty karne w końcówce (jeden nie został wykorzystany). 5:1 było za małym dorobkiem, by konkurować z kanonierami z Viany.
Wniosek? Bardziej opłaca się przekupić drużynę, niż sędziego. Drugi wniosek? Świat nie jest sprawiedliwy.
Bohaterowie powyższej historii już podobno są w drodze do prokuratury we Wrocławiu.