Mogli wygrać 4:0, ale sędzia okradł ich z godności

Zawodnicy MSV Duisburg podejmowali FSV Frankfurt w meczu 2 Bundesligi i okazali się gospodarzem bardzo niegościnnym. Najpierw wpakowali przyjezdnym 4 bramki, później biernie przyglądali się, gdy sędzia robił z siebie idiotę, przyznając gola numer 5. Bo gola numer 5 nie było, i to bardzo.

Arbiter meczu, Marco Fritz, zostanie prawdopodobnie ogłoszony fajtłapą roku w Niemczech. Zobaczył gola tam, gdzie inni widzieli metrową odległość pomiędzy bramką a piłką - ja zauważyłem tam trzech Arturów Boruców położonych wzdłuż, obok siebie. Widziałem też cztery worki kartofli, ewentualnie

taki

zestaw wypoczynkowy. Ale bramki nie widziałem.

Słabiutką postawą wykazali się piłkarze Duisburga, którzy mając taką przewagę w meczu, dostali od losu wymarzoną okazję do zagrania fair play (oni również musieli widzieć tę wielką polanę pomiędzy bramką a piłką). Nie skorzystali z tej okazji, nie upomnieli sędziego. A los bywa okrutny i pewnego pięknego dnia fortuna się odwróci. Bo los bywa też ślepy, podobnie jak sędziowie.

Spiro

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.