Dong Fangzhuo - przyczajony Chińczyk, ukryty talent. Albo odwrotnie

Nie wiem czy bardziej kręci mnie to, że testowany przez Legię Dong może być pierwszym Chińczykiem w polskiej lidze, czy to, że był zawodnikiem Manchesteru United. Na pewno jest to jednak news, wobec którego nie można przejść obojętnym. Kim pan jest, panie Dong i kto u diabła wymyślił określenie ''chiński Rooney''?

Dong ukończy 25 lat w sobotę 23 stycznia, więc (ewentualni) przyszli koledzy z Legii będą mieć pole do popisu w kwestii prezentu. Jeśli chcieliby zadedykować mu piosenkę, do wyboru jest Ding Dong ( Ich Troje lub Kayah ) i Rigga Ding Dong Song . Chinki-Czikulinki nie polecam, bo ona jednak była z Wietnamu, a komornik wszedł jej na dom. Tyle z koncertu życzeń.

O Dongu Fangzhuo zrobiło się głośno sześć lat temu. W styczniu 2004 roku Manchester United kupił od Dalian Shide 18-letniego chińskiego napastnika za 3,5 mln funtów, a w wyścigu po piłkarza - podobno - okazał się lepszy od Realu i Interu. Kupił po to, by zaraz wypożyczyć go do belgijskiego Royal Antwerp. Dong nie miał szans na pozwolenie na pracę w Anglii, więc w MU wymyślili, że najpierw pokopie trochę piłkę w Belgii, dostanie od nich paszport i wtedy w glorii i chwale zostanie manchesterskim Yao Mingiem. Cytując film Potwory i spółka : ''Świetny plan. Prosty i niewykonalny'' - zostanie gwiazdą MU się nie udało. Ale po kolei.

W pierwszym sezonie gry dla zespołu z Antwerpii - wówczas występującego w belgijskiej ekstraklasie - Dong strzelił jednego gola w dziewięciu meczach. Royal zleciał do drugiej ligi, ale Chińczykowi ta zmiana posłużyła. W pierwszych siedmiu meczach sezonu 2004/05 na zapleczu ekstraklasy Belgii Dong strzelił aż sześć goli. Nie wiem, czy w Antwerpii zapanowała wówczas dongomania, ale chyba żaden Chińczyk nie strzelił wcześniej w Europie tylu goli w tak krótkim okresie - nawet jeśli w drugiej lidze. Możliwe, że Dong z tej radości obżarł się belgijskich czekoladek, bo do tych sześciu trafień, dołożył jeszcze tylko jedno w pucharze krajowym. To jednak wystarczyło, by sir Alex wziął go na tournee po Azji (''ależ wujku, ja już tam byłem!''), dał 43 na plecy (''to u nas prawie tak ważny numer jak siódemka, wiesz cztery plus trzy'') i pozwolił zagrać z Hong Kongiem. I Chińczyk strzelił gola.

Sezon 2005/06 w drugiej lidze belgijskiej należał już do Donga. 18 goli, dwa hattricki i Alex Ferguson ćwiczący chiński zapis nazwiska zawodnika: ???

W lipcu 2006 Dong znów trafia w towarzyskim meczu MU, a szkocki menedżer MU zapowiada, że chciałby zobaczyć chińskiego smoka w swoim zespole od grudnia:

Dong gra wyjątkowo dobrze. Strzela dużo bramek w Antwerpii. Gra znakomicie i ma duże szanse, aby stać się wielkim piłkarzem.

Dong dorzucił jedenaście goli dla belgijskiego klubu, ale to było już mało ważne. Liczył się tylko paszport i pozwolenie na pracę. Tak się składa, że nasza ukryta kamera zarejestrowała dostojną ceremonię wręczania dokumentów.

Dong mógł potrzymać szalik wspólnie z sir Alexem i dostał koszulkę z numerem 21 (''wiesz, to prawie jak siódemka, trzy razy siedem, rozumiesz?''). A że mało grał w Manchesterze? Bez przesady. Rok 2007 to niemal wręcz chiński rok na Old Trafford:

- 9 maja zadebiutował w Premier League w spotkaniu z Chelsea

- 26 września nie zapobiegł porażce z Coventry w Pucharze Ligi

- 12 grudnia wystąpił w Lidze Mistrzów przeciwko Romie , zastępując Wayne'a Rooney'a (tak został drugim w historii LM Chińczykiem, po Sun Xiangu).

Choć strzelił gola Nowej Zelandii na igrzyskach w Pekinie, to w MU, na sezon 2008/09 numeru na koszulce już nie dostał (''wiesz, to prawie tak jak sióde... eee... a właśnie, pokażesz nam, jak się je pałeczkami?'') i pod koniec sierpnia pożegnał się z Anglią. Po powrocie do Chin, furory nie zrobił.

Donga na pewno stać na to, by być groźnym napastnikiem. W każdym tego słowa znaczeniu. Pamiętajcie, cokolwiek by się nie działo, nie chwytajcie go za nogę.

Bartosz Nosal

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.