Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

W podsumowaniu 13. tygodnia trwającego sezonu NBA nie będzie wielu rzeczy - nie będzie celnych rzutów, nie będzie wsadów przeciwko byłym drużynom, nie będzie spełnionych oczekiwań i nie będzie pewnego strategicznego rodzaju owłosienia. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której stary Dominique Wilkins zdarzał się.

Mike Woodson (Atlanta Hawks)

GETTY IMAGES/Elsa

W minionym tygodniu miało miejsce kolejne tajemnicze zaginięcie w historii NBA - do zdjęć Bisona Dele, dietetyka Olivera Millera i wąsa Larry'ego Birda na boku kartoniku z mlekiem dołączyły brwi Mike'a Woodsona. Trener Atlanty pojawił się w szatni przed meczem z Rockets z goluśkimi brwiami wzbudzając naturalnie powszechną wesołość. Josh Smith wyciął nawet sztuczne rzęsy z rzepu i dał je swojemu coachowi na przedmeczowe spotkanie z dziennikarzami.

Najdziwniejsze brwi zawodowego sportu - Mike WoodsonNajdziwniejsze brwi zawodowego sportu - Mike Woodson fot. Internet

Awsome. Niestety nikt nie ma pojęcia co się stało, bo pytany przez swoich graczy i przez dziennikarzy, odpowiadał, jak by to powiedział Jacek Wiśniewski, ''nie będę godoł''. Teorii jest natomiast kilka - od nieszczególnie trafionej sugestii fryzjera, przez przegrany zakład, po celowy zabieg mający na celu rozluźnienie swoich zawodników przed meczem. Cóż, the truth is out there , choć bardzo możliwe, że ostatnie słowa jakie usłyszały brwi Woodsona brzmiały ''kto ostatni ten Charlie Villanueva''.

Jason Maxiell (Detroit Pistons)

Gdybyście nie pierwszy rzut oka nie wyłapywali czym się różni Jason Maxiell od dzieci w strojach ludowych, po ostatnim meczu Pistons-Celtics, macie dodatkową różnicę - dzieci w strojach ludowych witają gości zazwyczaj chlebem i solę - Jason Maxiell, grającego przeciwko Detroit po raz pierwszy od czasu podpisania kontraktu z Bostonem Rasheeda Wallace'a powitał blokiem. Monster.

Wielokrotnie na tych łamach podkreślałem, że mam słabość do Maxiella i nic na to nie poradzę. Naprawdę wierzę, że za każdym razem gdy Jason poniewiera kolejnego przeciwnika, gdzieś tam, Charles Oakley znajduje dolara, PJ Brown ratuje z pożaru kota, a Horace Grant znajduje na swoim nosie okulary. Na tym bowiem polega kultywowanie tradycji prawdziwych twardzieli na pozycji power forward.

Monta Ellis (Golden State Warriors)

Pan ''Jeśli świętować podpisanie kontraktu na 66 milionów dolarów, to tylko rozwalając kostkę podczas jazdy motorowerem'' robi w tym sezonie co może aby zasłużyć na swoje cosezonowe 11 baniek - jest liderem Warriors, a ze średnią 26,1 jest szóstym najlepszym strzelcem NBA. Tyle, że jednocześnie oddaje najwięcej rzutów na mecz spośród wszystkich graczy ligi nie nazywających się Kobe Bryant, co prowadzi do takich meczów jak wygrana z Chicago Bulls sprzed nieco ponad tygodnia, w której Ellis, choć zdobył 36 punktów, to oddał także aż 25 niecelnych rzutów. To rekord w sezonie 09/10. Postanowiłem sprawdzić jaką największą liczbę ''cegieł'' posłano w jednym meczu i odpowiedź brzmi (w każdym razie od 1986 roku) - 30. Dokonał tego 7 listopada 2002 Kobe Bryant - w spotkaniu z Boston Celtics trafił 17 rzutów na 47 prób (choć i tak uzbierał 41 punktów). To tyle pudeł, że zmieściłyby się w nich wszystkie ozdoby choinkowe mieszkańców krajów Trzeciego Świata.

Corey Maggette (Golden State Warriors)

Najdziwniejsze brwi zawodowego sportu - Mike WoodsonGETTY IMAGES/Ezra Shaw

Wiedzieliście, że Maggette jest rekordzistą NBA? Ja też nie. W zasadzie to ostatni fakt na jego temat jaki przyjąłem do wiadomości to nadanie mu przydomka ''kiepski pornol'', co nadający (o ile się nie mylę - ktoś na blogu Basketbawful) uzasadnił:

Sure, there's penetration and scoring, but are you really happy with what you're seeing?

W każdym razie Corey Maggette miał ostatnio serię dziesięciu spotkań, w których wykonywał przynajmniej dziesięć rzutów wolnych przy skuteczności nie mniejszej niż 80%. Passę przerwał dopiero sobotni mecz z Suns, gdzie osobiste wykonywał siedmiokrotnie (trafiając wszystkie). Jak podaje Elias Sports Bureau, wcześniej najdłuższym takim cyklem mógł pochwalić się Rick Barry w 1966 - 8 spotkań. Na siłę na pewno można by się doszukać związku dużej liczby udanych "osobistych" z kiepską pornografią, ale pozostańmy na tę chwilę z jednym karkołomnym wyczynem.

JaVale McGee (Washington Wizards)

Najdziwniejsze brwi zawodowego sportu - Mike WoodsonGETTY IMAGES/Robert Laberge

Wydaje mi się, że istnieje coś takiego, co można nazwać ''practical dunks'' - Dwight Howard przyklejający naklejkę na szczycie tablicy, Gerald Green zdmuchujący świeczkę na torciku umieszczonym na obręczy i (aby nie dać po sobie poznać, że skończyły mi się dobre przykłady) tak dalej. Niezależnie od wszystkiego, mamy nowego króla w tej dziedzinie - wielkoluda z Washington Wizards - JaVale McGee, który zgłosił swoje aspiracje do allstarowego konkursu wsadów poprzez ten filmik:

Efekt Axe byłby chyba bardziej skuteczny w WNBA (gdzie zresztą grała niegdyś mama JaVale). Ale z drugiej strony co sportowego (podkreślam - sportowego) można byłoby dzięki niemu zyskać? Nie wiem jakie atrakcje dla fanów mają miejsce podczas damsko-enbijejowego Meczu Gwiazd, ale raczej są to konkursy lejapów, rzutów z półdystansu w pobliże tablicy oraz najefektowniejszych machnięć kucykiem po kolizji w polu trzech sekund.

A swoją drogą - gdzie maska Optimusa Prime'a ?

Retro gracz tygodnia: Billy Owens

W nowym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Najdziwniejsze brwi zawodowego sportu - Mike WoodsonGETTY IMAGES/Otto Greule Jr

Jeśli myślimy o największych rozczarowaniach lat 90., to kariera Billy'ego Owensa na pewno jest jednym z nich. Gdy przystąpił do Draftu 1991 po okresie świetnej gry w Syracuse, nazywano go nowym Larrym Birdem. Po 10 bezpłciowych sezonach w lidze, nazywano go już tylko jednym z największych draftowych niewypałów. Stawianie go w jednym rzędzie z Darko Miliciciem, Michaelem Olowokandim czy Kwame Brownem jest jednak trochę niesprawiedliwe - faktycznie - nigdy nie został drugim Birdem i swoją grą raczej nie usprawiedliwił wybrania go z numerem trzecim, przed Dikembe Mutombo, Stevem Smithem, Terrellem Brandonem, Dalem Davisem, czy nawet Rickiem Foxem, ale nawet tylko przebłyski wielkiego talentu złożyły się na karierę, której w każdej innej sytuacji raczej nikt nie powinien się wstydzić.

Już sam początek kariery Owensa w NBA zapowiadał, że Billy niekoniecznie będzie następną wielką gwiazdą - wybrany po Larrym Johnsonie i Kennym Andersonie, jako trzeci zawodnik przez Sacramento Kings, oświadczył, że nie podpisze z nimi kontraktu i zarządał wymiany. Do Królów zgłosili się Wojownicy z Golden State oferują wzamian Mitcha Richmonda, co dziś z kolei jest powodem przyczepiania Owensowi kolejnej niefortunnej łatki - jednej z najbardziej jednostronnych wymian w historii. Jako debiutant Owens zdawał się jednak spełniać oczekiwania - zdobywał 14,3 punkta przy 52,5% skuteczności, zajął trzecie miejsce w głosowaniu na Rookie of the Year i ze średnią 8 zbiórek na mecz był najmłodszym liderem w zbiórkach w Warriors, od 1951 roku (Paul Arizin). Dodajmy, że w luźnym systemie Dona Nelsona, Owens grywał zarówno na dwójce, trójce jak i czwórce.

Niestety w drugim sezonie przypałętały się kontuzje, które od tego momentu wiele razy miały hamować jego karierę. Po tylko 37 meczach w seoznie 92/93, Owens powrócił w pełni sił w kolejnym roku i u boku Chrisa Webbera i Latrella Sprewella rozegrał swój najlepszy sezon (15,0 pkt., 8,1 zb., 4,1 ast, 1,1 prz.), pomagając GSW wygrać 50 spotkań. W listopadzie 1994 roku Warriors oddali go jednak do Miami (za innego retro-klasyka - Rony'ego Seikaly'ego) i od tego czasu jego kariera zaczęła się rozmywać. W tamtych rozgrywkach, wystawiany przez coacha Heat na pozycji shooting guard, dokonał jednak jeszcze dość sporego wyczynu, przewodząc całej NBA pod względem zbiórek wśród zawodników grających na pozycji obrońcy (7,2) i zaliczył pierwsze w karierze triple-double (19/10/10). Od tamtego roku, już do końca kariery notował jednak co sezon coraz gorsze wyniki. Los zadrwił sobie z niego w sezonie 95/96, kiedy to Miami oddało go do Sacramento, gdzie nie chciał grać jako debiutant. Za drugim podejściem zagrzał tam miejsca do 1998 roku występując obok Mitcha Richmonda.

Potem poszło już szybko - kontrakt z Seattle Sonics w 1997 roku, kolejne kontuzje i występ tylko w 21 meczach. Po roku przeprowadzka do Philadelphii i w środku sezonu powrót do Golden State. Kolejny sezon, 00/01 był jego ostatnim, a rozegrał go w barwach Detroit Pistons. W 45 meczach (14 w pierwszej piątce) zdobywał średnio 9 punktów i 9,3 zbiórki.

Obecnie z żoną Nicole i piątką dzieci żyje podobno gdzieś w Pensylwanii. Życzmy im tyle szczęścia ile Owens miał w tej akcji.

kostrzu

Copyright © Agora SA