Zepsute igrzyska - top 10 dotychczasowych usterek

Szwajcarzy w Vancouver rządzą, ale szwajcarskich zegarków brak. Przynajmniej nie używają ich organizatorzy igrzysk, na każdym kroku łapani na niedociągnięciach. Awarie się mnożą, zawody są przekładane, irytacja kibiców jest coraz większa. Już po 5 dniach można zrobić listę najbardziej spektakularnych usterek olimpijskich.

1. Domki w wiosce olimpijskiej czyli 10 stopni ciepła, brak ciepłej wody, a Małyszowi internet słabo hula i przeszkadza Stefanek. Kowalczyk jako gwiazda dostała własny pokój. Sikora też. Małysz? Cóż, dostał pokój, w którym nie może się porządnie wyspać . W kontekście tych niedogodności absolutnym rarytasem jest łazienka na korytarzu, zamiast podwórkowego wychodka.

2. Zepsuty znicz olimpijski czyli skomplikowane urządzenie, które nie zadziałało na oczach trzech miliardów ludzi. Nazwijmy to złośliwością przedmiotów martwych - enigmatyczna platforma, której nie było, nie przeszkodziła w zapaleniu płomienia. Niepocieszona może być tylko Le May Doan, która ostatecznie dostąpiła tylko zaszczytu obcowania z ludźmi, którzy znicz zapalali.

3. Konkurencje alpejskie w weekend czyli stok zamknięty do odwołania. Organizatorzy igrzysk byli strasznie zaskoczeni opadami śniegu, deszczu i mgłą, ale decyzja o przeniesieniu zawodów alpejskich na kolejne dni rodziła się w wielogodzinnych bólach. Zjazdy ostatecznie rozegrano we wtorek i środę, ale trasa bardziej przypominała tę do jazdy po muldach. Zawodniczki więcej czasu spędzały w powietrzu, niż na stoku. Nie wszystkie potrafiły bezpiecznie lądować.

4. Panie! Którędy na zawody snowboardowe? czyli kierowcy nieznający tras i psujące się autobusy. Organizatorom sugerujemy jak najszybsze sprowadzenie reniferów i psich zaprzęgów. Tylko one mogą uratować olimpijski system komunikacyjny.

5. Miejsca stojące dla kibiców snowboardu czyli bagno zamiast trybun. Jesteśmy przekonani, że to nie koniec atrakcji - na półmetku igrzysk z bagna wyłoni się potwór z Loch Ness i zacznie podgryzać nóżki od krzesełek.

6. Pierwsze lody przełamane czyli sjesta na torze panczenistów. Do awarii w Vancouver trzeba się przyzwyczaić. Ten, kto pierwszy się dostosuje, będzie miał większe szanse na sukces. Gdy łyżwiarzom szybkim zepsuł się lód, organizatorzy zabrali się do naprawiania usterki. A nasz panczenista, Maciej Ustynowicz poszedł spać. Relaks dał mu ostatecznie 22 miejsce na 500 metrów.

7. Przycisk zakazany czyli fotoreporter, który przez przypadek wstrzymał zawody saneczkarskie. Myśleliśmy, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach o Indiana Jonesie plądrującym piramidy egipskie - wciskasz niewidoczny przycisk, co pociąga za sobą lawinę nieszczęść. Reporter uruchomił kolanem hydrant, który zaczął polewać wodę rynnę saneczkarską.

8. Nieznośna względność czasu czyli sędziowie, którzy biathlonistów puszczali według klepsydry, albo zegara słonecznego. Albo na oko. W każdym razie wyścigi były dość wirtualne - Kanadyjczyk Jean Philippe Leguellec biegł na 3 miejscu, ale tak naprawdę zajmował piąte. Pełen profesjonalizm, naprawdę. Na szczęście odpowiedzialni za ten chaos uniknęli na mecie linczu.

9. Livescore na oficjalnej stronie igrzysk czyli opóźnienia pokroju tych na kolejowej trasie Kraków - Warszawa. Sędziowie od biathlonu prawdopodobnie używają równie sprawnego modułu. Tak czy siak - wyniki sprawdzajcie na Sport.pl, na Vancouver2010.com jest z tym problem.

10. A ja jestem proszę pana na zakręcie czyli kto pod Majdić dołki kopie, ten powinien się zastanowić nad zmianą pracy. Mieliśmy już nie wracać do tragicznej śmierci gruzińskiego saneczkarza, ale nie można zapominać, że wczorajszy wypadek Petry miał swój precedens. Wyobraźcie sobie, że u wyjścia z zakrętu, na zewnętrznym poboczu toru Formuły 1 rośnie drzewo. Takiego kalibru pułapki zastawili na sportowców organizatorzy.

Szczerze życzymy lepszych dni organizatorom igrzysk. Nie chcemy robić suplementu do tej listy. Limit pecha, krótkowzroczności i lekkomyślności został wyczerpany.

Spiro

Copyright © Agora SA