Co może zatrzymać hokeistów Kanady

Przed igrzyskami wydawało się, hokeiści Kanady muszą zdobyć złoto. Po trzech meczach okazało się, że jednak nie muszą. Kiedy jednak przyszły ważne mecze gospodarze zdemolowali Niemców, a w ćwierćfinale rozbili piekielnie mocnych Rosjan 7:3. Znów więc wydaje się, że Klonowy Liść musi być synonimem mistrzostwa. Co jednak może powstrzymać szczerboli z Kanady przed inwazją na najwyższy stopień podium.

Wielka Brytania - nie za bardzo wiem, co hokeiści z Wysp robiliby w Vancouver z wyjątkiem wesołego spędzania urlopu. Jeśli jednak historia lubi się powtarzać, to drogę do złota mogliby zagrodzić właśnie oni. Już raz tak zrobili - na igrzyskach w 1936 pokonali Kanadyjczyków i jako pierwsi przerwali hegemonię Klonowego Liścia, który tryumfował na czterech pierwszych olimpijskich turniejach hokeja. Finlandia - od czasu, gdy w 1992 walka o hokejowe medale rozstrzyga się systemem pucharowym, Kanadyjczycy tryumfowali tylko w 2002. Cztery razy ktoś stawał między nimi a złotem. Dwa razy udało się to Rosjanom, których jednak Kanadyjczycy wysłali już do domu. Potrafili tego dokonać także Szwedzi (1994) i Czesi (1998), którzy także w Vancouver robią już tylko za widzów. Jedyną nadzieją pozostaje więc Finlandia, która wprawdzie nigdy Kanady w drodze po złoto nie zatrzymała, ale w Nagano udało jej się to w walce o brąz. Wprawdzie tamtych i dzisiejszych Suomi łączy głównie to, że kończą się na ''en'', w Vancouver gra jednak pięciu członków brązowej Finlandii z 1998 - Temmu Selanne, Kimmo Timonen, Vile Peltonen, Saku Koivu i Jere Lehtinen. Także Kanadyjczycy mają w składzie hokeistów, którzy pamiętają jak przegrać z Finami - Chrisa Prongera i Martina Brodeura.

Fryzura Macieja Kurzajewskiego - kiedyś myślałem, że to Szczęka Jacka Gmocha nie jest imperatorem świata tylko dlatego, że jej się nie chce. Teraz jestem pewien, że fryzura prezentera TVP zjadłaby trenerską żuchwę z przyległościami. Zatrzymanie bandy gości na łyżwach nie powinno sprawić jej więc trudności. Zwłaszcza, że to, co ma przyczepione od spodu będzie się uśmiechać i mówić same miłe rzeczy, a przerażeni tym Kanadyjczycy zaczną bodiczkować się sami. Jan Tomaszewski - jest specem od zatrzymywania różnych państw. Zatrzymał już Anglię, więc może zatrzymać i Kanadę. Na pewno uda mu się znaleźć jakiś spisek i skutecznie dowiedzie, że Sidney Crosby zajmuje się przemytem imadeł do Meksyku, a Jarome Iginla to przebrany za człowieka przybysz z planety Vulkan. A w ogóle to wszystko wina Listkiewicza.

Dariusz Szpakowski - jeśli kanadyjscy hokeiści usłyszeliby, co z ich nazwiskami wyrabia Szpakowski prawdopodobnie pocięliby się. Martin Brodeur grał tak, jakby już próbował. W końcu przyzwyczaił się już, że w Kanadzie mówią na niego ''Broder'', w USA ''Brodur'', a teraz okazało się, że istnieje jeszcze trzecia droga Szpakowskiego, która brzmi ''Brodor''. Jest jeszcze kilka samogłosek, więc możliwe, że to nie koniec wesołych wariacji na temat Brodeura.

Diabeł - kto jak kto, ale akurat książę ciemności nie powinien mieć problemów ze zrzuceniem garstki nędznych (chociaż świetnie opłacanych) śmiertelników w olimpijski niebyt. W Vancouver gospodarzy czeka zaś spotkanie z najlepszą hokejową odmianą Lucyfera

Huragan - jeśli ludzie nie byliby w stanie powstrzymać Kanadyjczyków, to może to udać się jakiemuś naturalnemu kataklizmowi. W końcu w 2006 jeden zdołał nawet zdobyć Puchar Stanleya Z tym, że po meczu z Rosją mamy wrażenie, że gdyby Kanadyjczyków zaatakował jakiś cyklon, to dostałby z bara od Chrisa Prongera i z płaczem wrócił tam, gdzie wracają huragany, kiedy jest im bardzo, bardzo przykro. Kanada - największym zagrożeniem dla złota dla Kanady mogą być sami Kanadyjczycy. Meczem z Rosją udowodnili, że są w stanie roznieść każdego. Jeśli jednak uwierzą, że widząc ich potęgę pozostałe drużyny powinny same strzelać sobie bramki, przepraszając, że ośmieliły się wejść na lód, mogą sami skazać się na porażkę. Bo na papierze najmocniejszym możliwym przeciwnikiem była Rosja, ale na lodzie w pozostałych meczach łatwiej na pewno nie będzie. No i jeśli Słowakom mecz nie wyjdzie tak bardzo, jak nie wyszedł Rosjanom, to warto byłoby sprawdzić co w czasie spotkania robili lokalni czarownicy voodoo.

Andrzej Bazylczuk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.