Pięć mgnień Ligi Mistrzów

Wreszcie zakończyliśmy strasznie długą, trwającą ponad miesiąc kolejkę Ligi Mistrzów. Zakończyliśmy koncertem w wykonaniu zeszłorocznych triumfatorów, a dzień wcześniej - wielkim starciem dwóch wielkich armii, w których o dziwo wygrała nie ta, której wszyscy się spodziewali. Znaczy, w Lidze Mistrzów nadal się dzieje.

1. ''Jam Kniaź-Sokół-Gryf-Smok''! Stwierdzenie, że dobrze, że jest Barcelona nie brzmi szczególnie oryginalnie. Ale cóż, naprawdę dobrze, że jest. Szczególnie po takim meczu jak wtorkowe starcie Chelsea z Interem. Nie, wcale nie dlatego, że mecz w Londynie był słaby. Przede wszystkim dlatego, że Barcelona udowadnia, że wybitny zespół wcale nie musi wyglądać jak chorągiew pancerna. Po starciu londyńskich i mediolańskich wielkoludów, których selekcja musiała przypominać nabór do pruskiej gwardii zobaczyliśmy, że małe może być piękne. Ba, najpiękniejsze. I dylemat, który nie daje mi spokoju - czy Barcelona rzeczywiście nie gra w tym sezonie tak pięknie jak w poprzednim? Bo kiedy oglądam takie mecze jak wtorkowy koncert ze Stuttgartem dochodzę do wniosku, że to raczej w moim oku jest defekt i to nie Barca gra gorzej, ale to mnie się opatrzyło.

2. ''Panie Kazimierzu! Ma pan klucz od kabiny''? Ta edycja Ligi Mistrzów pokazuje, że opowieści o jej zamknięciu i elitaryzmie można włożyć tam, gdzie pan może pana Majstra pocałować. Z nieśmiertelnej angielskiej armii, która do półfinałów zwykła dochodzić niemal w komplecie pożegnaliśmy już połowę. I, żeby było ciekawie, tyle samo drużyn mają w ćwierćfinałach tylko Francuzi - Lyon i Bordeaux. Z futbolowego Nowego Wspaniałego Świata ostała się wyłącznie Barcelona, podobnie jak ze Starego Nie Tak Już Wspaniałego wyłącznie Inter. Do tego odrodzony Bayern i niespodzianka w postaci CKSA Moskwa. Naprawdę nuda?

3. ''Jestem twoją klątwą i przekleństwem''. Trzy razy z rzędu Inter odpadał w Lidze Mistrzów, dwukrotnie z angielskimi drużynami, w zeszłym roku w sposób wybitnie bezbarwny. Czego jednak nie potrafi zrobić wielki Real Madryt uzbrojony za ćwierć miliarda Euro, udało się drużynie, której żona na drugie miała ''wtopa w Lidze Mistrzów'' i która przed sezonem pozbyła się najlepszego gracza. A jednak to Interowi udało się przełamać swoją pucharową klątwę - może dlatego, że...

4. ''Słowacki wielkim poetą był''. W tym przypadku może niekoniecznie Słowacki i niekoniecznie poetą, ale Mourinho i trenerem. I nie był tylko jest, ale reszta - pasuje idealnie. Portugalczyk z wielką gębą nie miał w Mediolanie łatwego życia - wprawdzie natychmiast po przybyciu zdobył mistrzostwo Włoch, ale te seryjnie zdobywał już jego poprzednik. Mourinho zadanie miał znacznie większe - uleczyć w Massimo Morattim chroniczny niedobór sukcesów w Lidze Mistrzów. Rok temu Mourinho (wyrzucony z Chelsea między innymi za nie wygranie Ligi Mistrzów) boleśnie się przekonał, że Interowi z meczami pucharowymi nie po drodze, że drużyna niezłomnych ligowych wojowników w meczach o skali europejskiej zmienia się w gromadkę wystraszonych dzieci. Jednak okazało się, że jeśli ktoś może odmienić drużynę, to właśnie on.

Teraz bezradnością raziła Chelsea (pięć półfinałów LM w sześć lat) prowadzona przez Carlo Ancelottiego, czyli jednego z największych specjalistów od wygrywania Ligi Mistrzów. Inter jednak najpierw pokonał ją niezłomnym charakterem u siebie (zwycięski gol kilka minut po wyrównującej bramce), a na wyjeździe tym, czym sam został pobity rok wcześniej - perfekcyjną organizacją. Chelsea, która miała być zdecydowanym faworytem na boisku rządziła przez pięć minut - w końcówce pierwszej połowy. Im bliżej było końca meczu, tym bardziej dominował Inter - genialnie prowadzony przez Wesleya Sneijdera. Zabawne, że jednym z kluczowych dla przełamania klątwy elementów okazał się piłkarz wypędzony przed sezonem z Realu - wiecie, tego samego, który odpadł właśnie w 1/8 finału po raz szósty z rzędu.

5. ''Za parę dni, proszę pana, to się dopiero zacznie''. Koniec tej wiolinowej nijakości, koniec ułatwień i rozstawień. W piątek losowanie drabinki aż do finału, w którym już każdy może trafić na każdego. Manchester - Barcelona? Inter - Arsenal? Czemu nie. Będzie się działo.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Agora SA