Miliony mniejsze lub większe nie grają

Zlatan Ibrahimović zdobył w tym sezonie Primera Division już 15 bramek i jest szóstym strzelcem ligi. Według niektórych kibiców Barcelony to jednak o jakieś 30 goli za mało i pięć pozycji snajperskich za nisko jak na kogoś, za kogo wydano Człowieka, Który Trafiał W Dwóch Finałach Ligi Mistrzów i dużo euro, gdzie ''dużo'' w milionach to 45. Fani blaugrany, głowy jednak do góry. Ibra trafia wprawdzie rzadziej niż tego oczekiwano (choć żeby się spłacić musiałby mieć po cztery bramki na mecz), ale z pewnością ciężko go zaliczyć do wielkich wtop transferowych. Bo co w takim razie powiedzieć o...

... no właśnie, o nich...

Gaizka Mendieta - Gdyby w latach 90. był superbohaterem, nazywałby się prawdopodobnie Człowiek Valencia. Bask wraz ze swoją fryzurą w stylu wczesnego ''Disco co się błysko'' doprowadził hiszpańską drużynę do dwóch kolejnych finałów Ligi Mistrzów, zachwycając wszystkich kibiców i lekarzy tym, że miał oczy dookoła głowy, a polskich piłkarzy i geodetów tym, że miał nogę, która potrafiła podawać co do milimetra. Nic więc dziwnego, że zgłosiło się po niego Lazio, które wyłożyło na stół naprawdę ciężką gotówkę. Stół ugiął się pod ciężarem 48 milionów euro, a Mendieta ugiął się pod presją oczekiwań. Teoretycznie w Rzymie spędził trzy sezony, ale tak naprawdę rozegrał tylko jeden (20 spotkań) - ten fenomen rozciągliwości czasoprzestrzeni tłumaczy to, że najpierw wypożyczono go do Barcelony, a później do Middlesbrough, z którym zdobył zresztą Puchar Ligi - jedyne trofeum w historii klubu. Później w angielskim zespole jeszcze został... został na ławce. Przez wiele sezonów.

Ali Dia - Zdecydowanie ''Nowy nabytek tysiąclecia'' i to ''tysiąclecie'' nie jest w tym tytule przesadzone ani o parę lat trochę. W 1996 roku menedżer Southampton Graeme Souness odebrał telefon, w którym George Weah polecał mu podpisanie kontraktu ze swoim wyśmienitym technicznie kuzynem Alim Dia, który wcześniej grał w PSG i ma za sobą 13 występów w kadrze Senegalu.

I wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że dzwonił agent piłkarza a nie George Weah, Dia nie grał w Paris Saint-Germain, chyba że na chwilę zmieniło ono nazwę na Beauvais, Dijon, La Rochelle, Saint-Quentin, FinnPa, PK-35, Lubeck bądź Blythe Spartans i nie pojawił się też nigdy w trykocie kadry Senegalu, chyba że był to inny Senegal niż ten, który znamy i kochamy. Piłkarz-kłamca był na tyle beznadziejny, że w swoim pierwszym meczu zmienił w 32. minucie Matta Le Tissiera, po czym sam musiał zostać zmieniony już 52 minuty później. I na tym się jego przygoda ze ''Świętymi'' skończyła. Po tym przykrym zdarzeniu trenerzy z całego świata są wdzięczni za powstanie Google`a, Wikipedii i oficjalnej strony George`a Weah.

Rafael Felipe Scheidt - Wydając pięć milionów funtów na środkowego obrońcę spodziewasz się zdecydowanie czegoś więcej niż tylko tego, że będzie miał śmiesznie brzmiące ( przynajmniej na Wyspach Brytyjskich ) nazwisko. Trzy występy w Celtiku w sezonie 1999-2000 zdecydowanie nie podpadało pod kategorię ''zdecydowanie więcej''. Zresztą gra Scheidta odpowiadała temu, co jego nazwisko mogło Wyspiarzom sugerować.

Denilson - Było Denilsonów wielu, ale tylko jeden z nich pobił transferowy rekord świata, przechodząc w 1998 roku z Sao Paulo do Betisu Sewilla za 31,5 miliona euro. Nadzieje z nim związane były w Andaluzji wielkie - Brazylijczyk miał między innymi znakomicie grać, strzelać tony bramek i notować kontenery asyst, tymczasem przez siedem lat spełnił tylko jedną - efektownie się nazywał i to bez żadnych ułatwiających sprawę dodatków takich jak prozaiczne ''-inho''. Później zasłynął tym, że później grał w Wietnamie , choć słowo ''grał'' w odniesieniu do 45 minut plus VAT doliczony czas gry to trochę dużo powiedziane. Obecnie zawodnik AO Kavala tak samo jak Łukasz Sosin i Ebi Smolarek. To mówi, a w zasadzie krzyczy samo za siebie

Andrij Szewczenko - Przez pewien czas było tak, że mówiąc ''Szewczenko'' myślało się ''Milan'', a mówiąc ''Milan'' mówiło się ''Szewczenko''. Było to jednak tak dawno temu, że nawet Antoni Piechniczek i dąb Bartek tego nie pamiętają. Potem mówiąc ''Szewczenko'' słyszało się tylko szelest pieniędzy, a ściślej rzecz biorąc blisko 31 milionów funtów, które w 2006 wyłożył za Ukraińca Roman Abramowicz. Jak się później miało okazać każde wyjście Szewczenki na boisko przez dwa sezony w barwach The Blues było warte 400 tysięcy funtów, a każda strzelona przez niego bramka 1,4 miliona. To dużo, a nawet więcej niż dużo. A teraz matematyczna zagadka - ile spotkań zagrał dla Chelsea ''Szewa'' i ile goli w nich zdobył? Jeśli skończyliście już czwartą klasę podstawówki, nagród nie przewidujemy.

Winston Bogarde - Jeden z ''młodych-gniewnych-wilków-z-Ajaxu'', które wygrały w 1995 roku Ligę Mistrzów potem jeden z ''nie-do-końca-młodych-średnio-gniewnych-Holendrów-sprowadzonych-do-Barcelony-przez-Luisa-van-Gaala'', a na końcu ''o-ja-cie'' w oczach kibiców Chelsea. Przez cztery lata Holender pobierał 40 tysięcy funtów tygodniowo tylko za to, że był. A był na ławce rezerwowych. Głównie. Przez te wszystkie sezony pojawił się na boisku zaledwie 11 razy, największe wrażenie robiąc na kibicach, którzy nie wiedzieli, że ktoś taki jest w ogóle w składzie Chelsea. Bogarde ledwie załapał się do wyjściowej jedenastki nawet w swoim meczu pożegnalnym.

Robinho - Miał być ''drugim Pele''. W Realu Madryt wychodziło mu to raz lepiej, raz gorzej, a z reguły przyzwoicie, ale grając przyzwoicie nie uzbiera się 1000 trafień w karierze. W Manchesterze City, do którego przeszedł za rekordowe na Wyspach 32 miliony funtów miał być ''pierwszym Robinho'', co wychodzi mu jak na razie genialnie. W barwach The Citizens zaliczył świetny początek pierwszego sezonu, a potem zaliczył po prostu, bez żadnych przymiotników, jego drugą połowę, po czym przez na początku drugiego zawiódł na całej linii i został wypożyczony do Santosu. Tam leży na plaży, pije caipirinhę i od czasu do czasu mija tych obrońców, którzy jeszcze nie zostali sprzedani do Europy, strzelając gole tym bramkarzom, którzy jeszcze nie dostali depresji maniakalnej z powodu braku przyzwoitych defensorów w lidze brazylijskiej.

Stephane Guivarc`h - Francuz przez siedem lat (1991 - 1998) w Ligue 1 zaskakiwał defensorów rywali umiejętnościami snajperskimi i niespodziewanym apostrofem w nazwisku, strzelając w barwach Guingamp, Auxerre i Stade Rennais 114 bramek w 201 meczach. To dawało mu średnią lepszą niż największemu kujonowi z Waszego liceum, przynajmniej jeśli chodzi o zdobywanie goli. W 1998 został mianowany przez rząd francuski rycerzem i kupiony przez Newcastle. Udowodnił tym samym, że zaciężnym wojsko z Kraju Zidane`a nigdy nie szło na Wyspach, bo przez cały sezon zagrał w barwach ''Srok'' ledwie cztery razy. I raz trafił do siatki rywali. Słysząc nazwisko ''Guivarc`h'' kibice Newcastle do teraz płaczą w swoje wielkie pasiaste poduszki.

Gianluigi Lentini - Ilu z Was wie, że ktoś, kto tak się nazywał był w latach 90. najdroższym piłkarzem świata? Brawo, to jest Was trzech. Skrzydłowy Torino przeszedł w 1992 do Milanu za 13 milionów funtów, co wtedy było kwotą tak astronomiczną, że widzianą z kosmosu i to nie tylko przez Teleskop Hubble`a . Kwota wydana na niego została nazwana przez Watykan ''obrazą dla świata ludzi pracy''. Nie dość, że świeżo po transferze Lentini nie zachwycił, to jeszcze rok po nowym kontrakcie miał poważny wypadek samochodowy, po którym długo musiał dochodzić do siebie. Łącznie w czasie czterech lat w barwach rossonerich rozegrał 60 spotkań, strzelając w nich 13 bramek.

Willie Groves - Szkocki napastnik strzelił przez trzy lata dla West Bromwich Albion niesamowite siedem bramek. Działacze Aston Villi uznali jednak najwyraźniej wina napastnika, tylko wstrętnych bramek, a tak poza tym skuteczność to umiejętność, która napastnikowi jest całkowicie zbędna. Możliwe też, że po prostu chcieli mieć w składzie kogoś o nazwisku Groves. W każdym razie 1893 roku dali za Williego całe 100 funtów (ówczesny transferowy rekord świata) czyli tyle, ile teraz trzeba zapłacić za bilet na mecz The Villans w kombo z popcornem.

W Birmingham Groves wytrzymał zaledwie rok. Niektórzy twierdzą, że Szkot pomógł w tym czasie swojemu nowemu zespołowi wznieść puchar za mistrzostwo ligi. Złośliwi spośród tych niektórych dodają, że dokładnie do tego sprowadzała się jego rola - pomagał go wznieść.

Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.