Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

23. tydzień rozgrywek za nami, za nami także kilka wysokobudżetowych produkcji i kilka raczej niskobudżetowych, każda z nich jednak sprawi, że wyskoczycie z butów. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której koszykarze o szerzej nieznanych prawdziwych imionach, zdarzali się.

Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks)

Z siłą porównywalną do tabletki Corega Tabs czyszczącej protezę zębową zbliżają się play offy. Z tej okazji nastąpił także porównywalny z wodospadem zalew filmików zagrzewających do walki fanów Dallas z Dirkiem Nowitzkim w roli głównej. Albo po prostu w roli Jeffa Bridgesa.

A jeśli zastanawialiście się jak Dirk ''The Dude'' (albo raczej ''Der Kerl'') Nowitzki spisałby się jako bohater komiksu, nadchodzące play offy w Teksasie, także dają Wam odpowiedź:

Jerome James (gdzieś gdzie jest coś do jedzenia)

GETTY IMAGES/Brian Bahr

Pozostajemy przy komiksach, a konkretniej przy przygodach Bloba . Jeśli jesteście ciekawi, co słychać teraz u przypisanego do składu Chicago Bulls, pomimo iż nie rozegrał dla nich ani jednego meczu, Jerome'a Jamesa, to witajcie w klubie, który założyła niedawno firma jubilerska Lemmerman Inc. Okazuje się, że były środkowy Sonics i Knicks jest jej winien prawie 100 tysięcy dolarów za biżuterię, w tym za pierścionek zaręczynowy sprzed dwóch lat. Wygląda więc na to, że Jerome wreszcie oświadczył się swoim ukochanym hamburgerom.

To trochę przykre, że na nową drogę życia Jerome wkroczył z długami, ale mamy nadzieję, że szybko wyjdzie na prostą. Podobno Isiah Thomas ma dla niego gotowy kontrakt na kolejne 30 milionów za 5 lat.

David Lee (New York Knicks)

Często zarzuca się graczowi Knicks, że nie jest prawdziwą gwiazdą, a tylko sprawnym nabijaczem statystyk. Ale nabijać statystyki też trzeba umieć, co Lee udowodnił w meczu z Golden State Warriors zaliczając pierwsze w karierze triple double - 37 punktów, 20 zbiórek i 10 asyst (teraz można powiedzieć ''wow!''). W przegranym meczu (teraz można powiedzieć ''ehh, ci Knicksi''). Niezależnie od wyniku spotkania, Lee został pierwszym graczem ze statystykami na poziomie przynajmniej 30/20/10 od marca 1976, gdy 32/20/12 zanotował (także w meczu przeciwko Warriors) Kareem Abdul Jabbar. Ostatnim graczem z takimi osiągami w przegranym meczu był w 1963 roku Wilt Chamberlain, ale już dawno temu meteoryt uderzył w Ziemię i zgładził takie statystyki jak 51/29/11, które Szczudło wtedy wykręcił.

A gdybym miał wytypować zawodnika, który tego kosmicznego triple double zazdrości Davidowi najbardziej, byłby to Andray Blatche . Lub stosując poetykę autora poniższego filmiku - Andray Bladź .

Dan Gadzuric (Milwaukee Bucks)

GETTY IMAGES/Jonathan Daniel

Bardzo nie chciałem pisać o kontuzji Andrew Boguta , ale brakowało mi okazji, żeby wspomnieć o tym, że straszna szkoda tych Kozłów, no i naturalnie Australijczyka. Okazja w końcu jednak się nadarzyła, na szczęście zupełnie lekka, łatwa i dość głupia, za sprawą Dana Gadzuricia, który w spotkaniu z Chicago Bulls doznał tak zwanej ''wardrobe malfunction''.

Buty - centrzy Milwaukee Bucks holenderskiego pochodzenia 1:0. Chicago Bulls - buty przeciwników 2:0.

Chris Andersen (Denver Nuggets)

GETTY IMAGES/Doug Pensinger

Birdman podczas spotkania z Portland Trail Blazers oficjalnie odebrał Shaqowi tytuł najbardziej złotoustego koszykarza NBA. Przynajmniej w sensie dosłownym. Andersen podczas walki o piłkę nadepnął na stopę przeciwnika i skręcił kostkę. A potem zdarzyło się to (trzeba chwilkę poczekać, ale zorientujecie się o co chodzi gdy komuś z offu wymknie się "oh shit"):

Co prawda istnieje proste wytłumaczenie skąd wzięła się w ustach Chrisa złota moneta/złoty medalion/złoty guzik/niepotrzebne skreślić - ot, wypadł/wypadła z bliżej niesprecyzowanego miejsca, gdzieś na osobie, która pochylała się nad cierpiącym Birdmanem. Prostych wytłumaczeń my tu jednak nie lubimy, dlatego obstawiam, że to nie był żaden tam guzik, tylko błyskawicznie wypłacona nagroda od wróżki-kostuszki - kuzynki wróżki-kolanuszki, która ogłosiła bankructwo gdzieś w połowie kariery Granta Hilla.

Retro gracz tygodnia: Pooh Richardson

W nowym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Mój znajomy pewnego razu wymyślił bajkę, której morał brzmiał: wszystko skończyłoby się inaczej gdyby Prosiaczek rzucał lepiej za trzy. Nie wiadomo jak poza kiepskim rzutem z dystansu radziłby sobie na parkietach Prosiaczek, ale wiadomo jak radziłby sobie Kubuś Puchatek. Mniej więcej.

GETTY IMAGES/Brian Bahr

Jerome Richardson swój przydomek ''Pooh'' otrzymał od babci, która uważała, że przypominał Kubusia Puchatka. Na szczęście potrafił coś więcej niż być otyłym i wsuwać miód, dlatego w 1989 roku trafił do NBA jako pierwszy w historii Minnesoty Timberwolves zawodnik wybrany w drafcie (z numerem 10). Mimo iż w koszulce raczkującego teamu spisywał się świetnie (All-Rookie 1st Team, rekordowe 17 punktów i 9 asyst w sezonie 90/91), w 1992 roku został przez Wilki ze Stumilowego Lasu wytransferowany do Indiany. Na początku lat 90. w NBA był bardzo mocny kontyngent dobrych, ale nie wybitnych point guardów i Pooh był jednym z jego reprezentantów. Dobry, ale nie wybitny point guard wygląda mniej więcej tak (miejsce dziewiąte):

W ramach swoich przygód miś stworzony przez Alana Milne'a nigdy nie trafił do piekła, zdarzyło się to jednak Pooh Richardsonowi. Albo nawet coś jeszcze gorszego - po dwóch latach w Pacers trafił do Los Angeles Clippers i miał tam spędzić resztę kariery, co brzmi tylko trochę lepiej niż ''i miał przez resztę życia mieć czkawkę i paskudne liszaje''. Niestety pięć sezonów w Clippersach chyba wyssało z Richardsona całą chęć do gry, bo po dwóch latach ze zwyczajowymi osiągami na poziomie 11 punktów i 6-8 asyst, Pooh najpierw stracił miejsce w pierwszej piątce na rzecz niejakiego Darricka Martin, a potem na łeb, na szyję poleciały jego osiągi. Gdy w 1999 roku został przez Clippersów zwolniony, zdobywał po 2,5 punktu i 2,7 asysty na mecz.

Pooh Richardson od Winnie-the-Pooh różni się jeszcze jednym - ma trochę innych znajomych niż Prosiaczek, Kłapouchy, Tygrysek czy Krzyś. Jakieś pół roku temu zeznawał w procesie federalnym dotyczącym przecieku w sprawie akcji FBI. Okazuje się, że chłopak siostry Richardsona, Alton Coles, był bossem narkotykowym w New Jersey, a przyjaciel koszykarza - policjant z Filadelphii Rickie Durham - przekazał mu informacje o planowanym nalocie FBI. Richardson natychmiast ostrzegł swoją siostrę i choć akcja się udała, a Alton został pojmany, federalni dowiedzieli się o wycieku i Durham trafił przed sąd. Dając przykład numer 32 na czas i miejsce w jakim nie chciałbym się nigdy znaleźć, Richardson musiał zeznawać przeciwko swojemu dobremu kumplowi. Aby zakończyć to w stylu W-11, dodam, że Alton Coles został skazany na dożywocie plus 55 lat. Siostra Richardsona, Asya, uznana została winną prania pieniędzy, kobieta jednak nie trafiła od razu do więzienia i odwoływała się od wyroku. Rickie Durham zosał usunięty z filadelfijskiej policji.

kostrzu

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.