Czeka nas finał niemal historyczny

Mówi się, że mediolańczycy w drugim półfinale z Barceloną zamordowali futbol, znaleziono już nawet motyw, odciski palców i miliony świadków. Mówi się też, że piłkarze Bayernu noszą pod spodenkami skórzane bawarskie majtasy. W ogóle mówi się, jak zawsze, sporo różnych rzeczy. Fakt jednak pozostaje taki, że to Inter i Bayern zmierzą się w wielkim finale na Santiago Bernabeu, a Louis van Gaal i Jose Mourinho staną przed niepowtarzalną szansą zostania trzecim w dziejach trenerem, który wygrał Puchar Europy/Ligę Mistrzów z dwoma różnymi drużynami. Historia dokona się na naszych oczach, bo, czy tego chcemy czy też nie, któryś z nich po madryckim finale musi wrócić do domu z tarczą i pucharem.

Wcześniej Portugalczyk i Holender zostali odpowiednio drugim i trzecim szkoleniowcem w historii futbolu, którym udało się doprowadzić aż trzy różne zespoły do półfinału najważniejszego europejskiego pucharu. Na początku był chaos Ernst Happel, który dokonał tej sztuki z Feyenoordem w 1970, Brugią (przegrali w finale 0:1 z Liverpoolem) w 1978 i HSV w 1983. W nagrodę dostał w Wiedniu stadion swojego imienia, na którym dwa lata temu na Euro zremisowaliśmy z jego rodakami i Howardem Webbem 1:1.

Mourinho półfinał Ligi Mistrzów osiągał cztery razy - z FC Porto (2004), Chelsea (2005, 2007) i teraz z Interem. Van Gaal, zanim został trenerem Oktoberfest Fussball Mannschaft lądował w 1/2 finału LM z Ajaksem (1995, 1996) i Barceloną (2000). Za każdym razem udawało im się wygrać tylko za pierwszym razem - Porto w finałowym starciu gigantów pokonało Monaco 3:0, a Holendrzy nie zawahali się w 1995 użyć nogi Patricka Kluiverta, by wygrać 1:0 z Milanem. Nogi Patricka Kluiverta używał także van Gaal w rok późniejszym finale z Juventusem (1:1, porażka w karnych 2:4), a także w półfinale ''Dumy Katalonii'' z Valencią w 2000 (przegrana w dwumeczu 3:5), ale jak same nawiasy wskazują - bezskutecznie.

Nieważne kto wygra - dołączy jako trzeci do dwóch muszkieterów Happela i Ottmara Hitzfelda, którym Puchar Pucharów udawało się wygrać dwa razy i za każdym razem przez pomyłkę z inną drużyną. Tryumfy Austriaka to wspomniany już Feyenoord (wtedy jeszcze nazywający się Feijenoord) w 1970 i HSV w 1983. Niemca to Borussia Dortmund w 1997 i Bayern w 2001.

Tak czy siak i tak wszyscy mogą mówić per ''wodzu'' do Clarence`a Seedorfa, który jako piłkarz Ligę Mistrzów wygrywał aż z trzema różnymi drużynami - zarówno z van Gaalowskim Ajaksem, Realem (1998) i Milanem (2003, 2007). Kiedy wieczorem wraca do domu bez pucharu LM, wściekła matka okłada go po głowie ścierką.

ŁM

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.