Mecz o pierwszą czwórkę w Anglii

Wielu ludzi zgadza się co do tego, że Premier League jest najlepszą piłkarską ligą świata. Jeszcze więcej co do tego, że w ciągu ostatnich lat została zdominowana przez tak zwaną ''Wielką Czwórkę''. Jej fani byli tym faktem wniebowzięci, inni kibice również, ale często zanim zdążyli wyrazić swoją opinię ziewali. Dzisiaj (czyli 5 maja) o godzinie 20 (czyli 21 naszego czasu) poznamy być odpowiedź na pytanie, kto zastąpi w ''Wielkiej Czwórce'' Liverpool. Czy będzie to Tottenham (bramka numer 1), Manchester City (bramka nr 2) czy też kot Zonk (bramka numer 3).

W ciągu ostatnich sześciu lat kolejność pierwszych czterech drużyn w Premier League wyglądała następująco:

2004: Arsenal - Chelsea - Manchester United - Liverpool 2005: Chelsea - Arsenal - Manchester United - halucynacja Everton 2006: Chelsea - Manchester United - Liverpool - Arsenal 2007: Manchester United - Chelsea - Liverpool - Arsenal 2008: Manchester United - Chelsea - Arsenal - Liverpool 2009: Manchester United - Liverpool - Chelsea - Arsenal

Jak łatwo zauważyć za wyjątkiem Evertonu i sezonu 2004/05 kibice zespołów nie będących Arsenalem, Chelsea, Manchesterem United czy Liverpoolem już na jakieś 10 kolejek przed końcem zapadali w sen zimowy, podczas którego śniła im się Liga Mistrzów. W tym sezonie The Reds rozczarowali na całej linii - i w linii defensywnej, i w linii pomocy, i w linii ataku i radośnie okupują miejsce numer siedem. Na miejscu czwartym, na którym leżała kartka ''Rezerwacja na 10 maja na nazwisko Liverpool'' usadowił się za to Tottenham, mający na dwa mecze przed końcem punkt przewagi nad The Citizens.

Oba zespoły zmierzą się dzisiaj w ramach zaległej kolejki w bezpośrednim pojedynku. Oba też widziały już z bliska Ligę Mistrzów od kiedy występowała ona pod nazwą ''Liga Mistrzów'', ale tylko kiedy przysunęły sobie krzesła bliżej telewizora. Ostatnie mistrzostwo Manchesteru City miało miejsce w czasach, kiedy długie włosy opadające na oczy nie nazywały się jeszcze ''grzywką emo'' tylko ''grzywką wydziedziczę cię ty hipisie'' czyli w roku 1968. Ostatnie mistrzostwo ''Kogutów'' przypadło na okres formowania się co młodszych pasm górskich i jest o siedem lat starsze niż to The Citizens. Oba kluby wygrywały też europejskie puchary, choć było to jeszcze w czasach, gdy do wyniku liczyły się noty za styl oraz liczbę sposobów, na jakie wykonywało się rzuty rożne - Man City wygrał Puchar Zdobywców Pucharów w roku 1970 (po pokonaniu w finale 2:1 Górnika Zabrze), Tottenham również ma w swojej kolekcji PZP (1963) oraz dwa Puchary UEFA (1972, 1984).

Relatywnie blisko awansu do Champions League byli Spurs w sezonie 2005/2006. Na przeszkodzie gry w Lidze Mistrzów stanęła im wtedy nieświeża lazania, którą zawodnicy Tottenhamu kolektywnie struli się przed ostatnim meczem sezonu z innymi londyńczykami z West Hamu. Spotkanie oczywiście przegrali (1:2), a ich gastryczne potknięcie wykorzystali jeszcze inni z kolei londyńczycy z Arsenalu, którzy pokonując Wigan 4:2 wskoczyli na czwarte miejsce. Dziś kibice Spurs będą mieli okazję do rewanżu na lazanii i wszystkich, którzy wyśmiewali ich ligomistrzowe aspiracje. A także pokątnie na Arsenalu, bo dzięki Łukaszowi Fabiańskiemu ich zespół wciąż ma teoretyczne szanse na przeskoczenie w tabeli ''Kanonierów'' - rzecz nie do pomyślenia, przynajmniej od czasów, kiedy piłka nożna przestała być rozgrywana przy użyciu odciętych głów pokonanych wrogów.

Choć Batman chyba wolałby, żeby dzisiaj wygrał Manchester City.

Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.