Dziś w nocy koszykarska Ameryka wstrzyma oddech

Szósty mecz półfinałów Konferencji Wschodniej pomiędzy Boston Celtics a Cleveland Cavaliers może okazać się najbardziej doniosłym wydarzeniem koszykarskim w ostatnich czasach, zarówno pod względem sportowym, jak i tabloidowo-transferowo-rozrywkowym. Wszystko za sprawą pewnego gościa z dwudziestką trójką na grzbiecie.

LeBron James rozegrał w NBA siedem sezonów, wszystkie w barwach drużyny, która w 2003 roku wybrała go w drafcie z numerem 1. Dla Cleveland Cavaliers te lata były nieustającym progresem, którego zwieńczeniem jest tegoroczny wynik - najlepszy bilans w całej NBA. Tak się przy okazji składa, że Królowi Jamesowi (MVP tego sezonu) kończy się kontrakt z klubem i wcale nie jest powiedziane, że będzie chciał nadal bronić barw drużyny z miasta, które według tegorocznego rankingu "Forbes" jest najbardziej przygnębiającym miejscem w całych Stanach Zjednoczonych.

Drużyna z Cleveland gra z Bostonem w drugiej rundzie Playoffs - Celtów dzieli jedno zwycięstwo od awansu do finału Konferencji Wschodniej (jest 3:2 po pięciu meczach) i dziś to Boston będzie gospodarzem meczu. Mecz jest kluczowy dla dalszej kariery Jamesa, choć tak naprawdę nie wiadomo, w jaki sposób.

- Jedni mówią, że LeBron przegrany nie opuści Cleveland, bo co to za król, który opuszcza królestwo przed zdobyciem najważniejszych insygniów. Zwolennicy tej teorii, choć kibicują Cleveland, niekoniecznie będą dzisiaj obgryzali nerwowo paznokcie.

- Inni widzą LeBrona w Nowym Jorku, zwłaszcza jeśli nie zdobędzie w tym sezonie mistrzowskiego pierścienia. O tej hipotezie możecie poczytać sobie na Supergigancie - o Jamesa modli się wielki kibic Knicks - Spike Lee, a nowojorski klub striptizerski Scores zadeklarował, że jeśli LeBron przeprowadzi się do Nowego Jorku, będzie miał do końca życia darmowe lap dances w klubie.

- Trzecia teoria to LeBron powstający z popiołów, robiący z Celtów zieloną sałatkę a następnie z Magików drugorzędnych prestidigitatorów. Mistrzostwo zdobyte dla Cleveland pozwala Jamesowi spokojnie opuścić Ohio i stać się legendą odradzającą New York Knicks, ewentualnie częścią składową dream teamu James-Wade-Bosh w drużynie, którą teoretycznie stać na zatrudnienie wszystkich trzech gwiazdorów (wszystkim kończą się w tej chwili kontrakty). Oczywiście to kosmos, science fiction, ale już duet James-Bosh całkiem prawdopodobny.

- Czwarta opcja to status quo. LeBron zostaje i wciąż buduje swój spiżowy pomnik w Cleveland - zdobywa tytuł, po podpisaniu nowego kontraktu zakłada prawdziwą królewską dynastię i pod koniec dekady pierścionki nie mieszczą mu się na palcach jednej ręki.

Początek każdej z tych historii ma miejsce dzisiaj w Bostonie. O 2 w nocy Cleveland Cavaliers powalczą ze starymi znajomymi (Celtics wyeliminowali ich w 2 rundzie również dwa lata temu) mając nóż na gardle i mętlik w głowie. Czy król będzie nagi? Polecam przekonać się osobiście.

Spiro

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.