Duch piłki nożnej jednak żyje

Piłka nożna, tak jak i zresztą wszystko na Ziemi, kręci się wokół Słońca. Biorąc pod uwagę jednak nieco mniejszą skalę, kręci się wokół pieniędzy. I kiedy zawodnicy topowych klubów muszą zrzucać z łóżka swoje Bentleye, żeby się na nim położyć, a zamiast żarówek do oświetlania pokoi używają płonących banknotów milionfuntowych, nikt już chyba nie wierzył, że w tym sporcie są jeszcze jacyś idealiści. A teraz trzeba uwierzyć. Uwierzyć w Oguchiego Onyewu.

Amerykański obrońca przeszedł rok temu do Milanu ze Standardu Liege. Rossoneri podpisali z nim kontrakt do roku 2012, jednak podpora defensywy Team USA po zagraniu dla mediolańczyków zaledwie jednego spotkania w Champions League i jednego w lidze doznała podczas październikowego meczu reprezentacji urazu kolana. W związku z tym Onyewu cały sezon zamiast na murawie spędził w gabinetach rehabilitantów i jedynym czynem, jakim mógł wspierać swoich kolegów podczas ich potyczek w Lidze Mistrzów i w Serie A było bardzo głośne klaskanie i krzyczenie ''Go, Majlan, go!''.

Okazało się jednak, że tak jak 99,9999% piłkarzy nie przeszkadza pobieranie wynagrodzenia wyłącznie za sprawdzanie tylną częścią ciała twardości ławek rezerwowych, tak Onyewu nie bardzo się to podoba. Przedłużył on zatem z Milanem kontrakt do roku 2013, a na jego osobistą prośbę zagwarantowano piłkarzowi, że cały następny sezon zagra... bez wynagrodzenia. Tak Amerykanin chce spłacić wiarę, którą podczas rehabilitacji pokładał w nim klub, pomoc w dochodzeniu do zdrowia i wyrzuty sumienia spowodowane tym, że w kampanii 2009/2010 nie był w stanie pomóc drużynie.

Onyewu za sprawą tego wspaniałego gestu stał się prawdziwą gwiazdą, zarówno z osobistego, jak i zawodowego punktu widzenia - czytamy w oświadczeniu wydanym przez AC Milan.

A jeśli ktoś uważał, że duch profesjonalizmu współczesnych piłkarzy jest schowany gdzieś na dnie zakurzonej gdańskiej szafy stojącej na patio domu letniskowego Antoniego Piechniczka w Suchej Mokrej, to ma teraz dowód na to, że niekoniecznie.

ŁM

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.