Przed rozpoczęciem playoffów liczyłem na trzy "siedmiomeczówki" w pierwszej rundzie. Była tylko jedna, a i ta nie była zbyt ekscytująca, bo ciężko ekscytować się pojedynkami Atlanty Hawks z Milwaukee Bucks. Swoim przeciwnikom nie postawiły się takie drużyny, które do tej pory słynęły z nieustępliwości i braku kompleksów wobec faworytów. Boston gładko pokonał Miami Heat, Chicago urwało Cleveland tylko jeden mecz. A wydawało się, że będzie zupełnie inaczej. Bilans zwycięstw i porażek po rundzie zasadniczej był bowiem bardzo wyrównany - zwłaszcza na Zachodzie, gdzie różnica wygranych między pierwszymi Lakers a ósmymi Thunder wynosiła zaledwie 7.
Dziś wiadomo, że jedyna krew na parkiecie, jaką zobaczymy w tegorocznych playoffach, należy do Steve'a Nasha , najbardziej rozbity jest LeBron James i choć po parkiecie biega 10 bardzo wysokich mężczyzn - i tak wygrywają starzy mistrzowie. Chyba warto w tym momencie oddać głos Rudy'emu Tomjanovichowi, który po zdobyciu drugiego tytułu z Houston Rockets w 1995 roku, powiedział:
Wracając do tegorocznych playoffs - przegrani poszczególnych rywalizacji z dwóch pierwszych rund w sumie wygrali 15 meczów. To najgorszy wynik od czasu, gdy w pierwszej rundzie grało się do 3 zwycięstw (od 2003 roku do 4 zwycięstw).
2010 rok - 15 zwycięstw drużyn, które odpadły do czasu finałów konferencji
2009 rok - 20 zw.
2008 rok - 24 zw.
2007 rok - 16 zw.
2006 rok - 20 zw.
2005 rok - 17 zw.
2004 rok - 17 zw.
2003 rok - 23 zw.
2002 rok - 15 zw. (w pierwszej rundzie grano do 3 zwycięstw)
2001 rok - 15 zw. (w pierwszej rundzie grano do 3 zwycięstw)
2000 rok - 16 zw. (w pierwszej rundzie grano do 3 zwycięstw)
1999 rok - 11 zw. (w pierwszej rundzie grano do 3 zwycięstw)
Aż jedenaście lat temu przegrani pierwszych dwóch rund NBA Playoffs mieli mniej zwycięstw na koncie, niż w tym sezonie. Ale pamiętajmy, że tegoroczna runda postseason wciąż trwa i wciąż ma szanse być jeszcze bardziej jednostronna, niż jakakolwiek inna. Lakers prowadzą z pogodzonymi z porażką Suns (2:0). Boston wygrał oba mecze na wyjeździe z faworyzowanymi Magic i jeśli utrzyma przewagę boiska, Gortat i spółka dostaną "do jaja". Smutne to czasy, w których emocje kumulują się w zbliżającym okienku transferowym. Ale czym się emocjonować, skoro w finale zagrają ci, którzy w przeszłości bywali tam najczęściej. Już lepiej obejrzeć Osiem i pół.
Spiro