Bohaterowie naszej młodości: Jaromir Jagr

Czeski hokeista składa się z kija hokejowego, z hokeisty czeskiego właściwego, który technicznie jest bardziej rozwinięty niż japoński przemysł oraz plerezy. Dlatego też mówiąc ''czeski hokeista'' niemal od razu mamy przed oczami Jaromira Jagra.

Dawno temu, choć już po tym, jak nieznana i do dziś ukrywająca się ekspedycja archeologiczna wykopała w ruinach Wiszących Ogrodów Babilonu wielu dzisiejszych członków PZPN, fascynacja hokejem była w naszym kraju czymś zdecydowanie egzotycznym. W domu, na zagrodzie, w szkole, pracy i ogólnie rzecz biorąc wszędzie, gdzie tylko sport dochodził, istniały zaledwie cztery dyscypliny, którymi wszyscy żyli: piłka, nożna, piłka nożna i kopanie gały. Hokej zaś miał kilka podstawowych dyskwalifikujących go wad - po pierwsze, i najważniejsze, nie był piłką nożną. Po drugie i nieco mniej ważne - w ogóle nie występowała w nim piłka, po trzecie - nie było kopania. No, prawie nie było. O kontakcie z NHL głośno się nie mówiło, zwłaszcza przy rodzicach, bo brzmiało to niemal tak egzotycznie jak ''kontakt z HIV'' i miałem go niemal wyłącznie poprzez mikronotki z ligowymi wynikami w ''Expressie Bydgoskim'', gdzie rezultaty były drukowane czcionką tak małą, że trzeba było używać otrzymanego na pierwszą komunię mikroskopu, żeby je odczytać.

Wcześniej jednak, sporo wcześniej, byłem w sklepie NHL w Goeteborgu, nawet nie wiem czy był to oficjalny punkt sprzedaży gadżetów Szczerbatej Ligi czy też nie, w każdym razie okupiłem się cały w gadżety Pittsburgh Penguins - w końcu wtedy (w połowie lat 90.) była to drużyna, która całkiem niedawno zdobyła dwa mistrzostwa ligi z rzędu - w 1991 i 1992 i miała w swoim składzie Drugiego Mario Lemieux czyli Jaromira Jagra. Kim był Pierwszy Mario Lemieux czyli Mario Lemieux nie miałem wtedy pojecia, bo w skróconym sezonie 1994/1995 ''Super Mario'' w ogóle nie wjechał na lód z powodu zmęczenia ciągłymi urazami pleców i naświetlaniami, którymi leczył nowotworowego chłoniaka Hodgkina . Padawan Anakin Jagrmeister został więc bez swojego Obi-Wana, ale i tak: a) był najlepszym strzelcem ligi, zaliczając w 48 spotkaniach 32 bramki i 38 asyst, b) wprowadził pozbawione Lemieux ''Pingwiny'' do drugiej rundy playoffs. No i do tego był od swego mistrza młodszy i bardziej dynamiczny, świetnie rokował i mówiło się o nim dużo więcej. A widok powiewającej za Jagrem na lodzie plerezy był naprawdę niezapomniany.

Już w kolejnym sezonie Jaro w komplecie 82 meczów sieknął 62 gole i miał 87 asyst. Mario 69 goli i 92 asysty, a rozegrał o 12 spotkań mniej. O ile ten drugi miał jednak 30 lat i wielu spodziewało się, że przy tylu kontuzjach i problemach zdrowotnych, które miał, długo już w tak wysokiej formie nie pociągnie, o tyle ten pierwszy był dziarskim 24-latkiem czyli znajdował się w wieku, w którym hokeiści nazywają jeszcze krążek ''gumowe gugu gaga''. No i był całkowicie zdrowy i w pełni sił, a oglądanie go w akcji było czystą przyjemnością.

Wkrótce po tym stało się na raz wiele dziwnych rzeczy. ''Super Mario'' mimo olśniewających statystyk przeszedł na emeryturę i został od razu Hall of Famerem. Zapuściłem zarost i przestałem interesować się hokejem. Francja zdobyła po następujące po sobie mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. Plerezy wyszły z mody, a hokeiści i piłkarze pozbyli się ich już na dobre, używając ich teraz od odkurzania swoich trofeów. Nie wiedzieć jak wróciłem do śledzenia tego, co dzieje się w NHL, ale wróciłem. Mario z kolei powrócił z emerytury, choć schorowany i obolały był tylko cieniem samego siebie, a mimo to i tak rządził. Jagr przeszedł do Washington Capitals a potem do New York Rangers... zaraz co?

Tak, potem nastąpiły trzy sezony w stołecznym zespole i cztery w stolicy całego świata. A Jagr niemal przestał dla mnie istnieć. Dla reszty ludzkości także. Oczywiście Czech miał ciągle niezłe statystyki, a w sezonie 2005/2006 wykręcił nawet wynik powyżej 120 punktów, ściślej rzecz biorąc o trzy punkty więcej, ale to już nie był TEN JAGR, tylko po prostu jeden z wielu Jaromirów Jagrów, jacy kryją się w zakamarkach lodowisk całego świata. Nie był następcą Lemieux, ale świetnym hokeistą, który nigdy nie wykorzystał do końca swojego potencjału. Potem w roku 2007 przeniósł się do Avangarda Omsk. Aż nie objawił się na igrzyskach w Vancouver. Większy, bardziej pulchny, wolniejszy i mniej plerezowaty. Ale grał prawie jak za starych dobrych lat. Przynajmniej kiedy nie było w pobliżu Owieczkina.

Tak, to prawda. Świat nie jest już taki sam jak kiedyś. NHL nie jest taka sama jak kiedyś, Jagr nie jest taki sam jak kiedyś, ale zawdzięczam mu jedną ważną rzecz. No, dwie ważne rzeczy. Miłość do NHL. I to, że nigdy, ale to nigdy nie będę miał plerezy.

Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.