Dobry pomysł: Poprawiać się. Jedno trzeba powiedzieć wprost - różnica między Lechem z meczu z Interem, a Lechem z meczu ze Spartą była ogromna. Okazało się, że Lech potrafi jednak wymienić kilka podań z rzędu, że jego stoperzy potrafią naprawdę dominować w powietrzu, że da się w kadrze Lecha znaleźć duet pomocników, którzy potrafią przerywać akcje rywali. Gdyby Lech dalej poprawiał się w takim tempie...
Zły pomysł: Nie liczyć. Jedno trzeba sobie powiedzieć - wynik jest parszywy. Oczywiście - da się go odrobić, ale jeden jedyny, nawet przypadkowo i faktycznie pechowo stracony gol sprawi, że sytuacja mistrzów Polski zrobi się fatalna.
Dobry pomysł: Wierzyć. Lech nie jest bez szans. Sparta nie pokazała we wtorek nic wielkiego - ok, zobaczyliśmy kilka składnych akcji, trochę groźnych strzałów, sporo przemyślanej brutalności i jeden kicz. Sionko rzeczywiście jest niebezpieczny, Kadlec utalentowany, a Repką można straszyć dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że długimi chwilami to Lech wyglądał lepiej. Akcje miał płynniejsze, ciekawsze, po niektórych obrońcy rywali wyglądali na zdezorientowanych. Jeśli ktoś się przed tym meczem bał, to naprawdę, dziś już wiemy, że nie ma czego.
Zły pomysł: Nie widzieć. Trzeba też jednak powiedzieć głośno - Lech nie przegrał pechowo. Przegrał przez własny błąd. Że miał pecha przy strzale Arboledy? Owszem, ale i miał szczęście przy strzale Sionki w końcówce. Że niewiele brakowało, a Stilić by strzelił? Ale też niewiele brakowało, a strzeliłby Kucka. Tych wszystkich błędów w rewanżu być nie może. Bo wystarczy jeden błąd, jeden gol i marzenia się skończą. Sytuacja nieco saperska, ale Lech sam ją na siebie sprowadził.
Dobry pomysł: Mieć odwagę. Lech Jacka Zielińskiego gra ostrożniej, niż grał Lech Franciszka Smudy. Można dyskutować o tym, który gra lepiej, ale w rewanżu Zieliński musi bezdyskusyjnie wziąć od swojego poprzednika jedno - odwagę. Bronić naprawdę już nie ma czego. Czekanie na błąd rywali może okazać się strategią samobójczą. Lech musi Spartę do błędu zmusić. Trudno mu będzie to zrobić zza podwójnej gardy.
Zły pomysł: Nie mieć sił. Naprawde niepokojące w meczu w Pradze było jedno - im dłużej trwał mecz, tym bardziej Lech wyglądał, jakby zamiast grać chciał przetrwać. Piłkarze Sparty z każdą minutą przyspieszali, a Lech z każdą minutą zwalniał. W Poznaniu Lech musi być gotowy na dwie godziny batalii na śmierć i życie. Ligomistrzowa śmierć naprawdę zagląda mu w oczy i każda minuta bez wypruwania z siebie flaków można być jedną z ostatnich minut Lecha w Lidze Mistrzów. Kropka.
Piotr Mikołajczyk
Dobry pomysł, zły pomysł: Spacer po polu minowym
Wynik jest naprawdę zły, a szanse na to, że za tydzień skończy się
przygoda mistrza polski z Ligą Mistrzów - niemałe. Z drugiej strony -
naprawdę wszystko w rękach (a właściwie nogach) piłkarzy Lecha. Sparta
pokazała, że nie ma się czego bać.
Dobry pomysł: Poprawiać się. Jedno trzeba powiedzieć wprost - różnica
między Lechem z meczu z Interem, a Lechem z meczu ze Spartą była
ogromna. Okazało się, że Lech potrafi jednak wymienić kilka podań z
rzędu, że jego stoperzy potrafią naprawdę dominować w powietrzu, że da
się w kadrze Lecha znaleźć duet pomocników, którzy potrafią przerywać
akcje rywali. Gdyby Lech dalej poprawiał się w takim tempie...
Zły pomysł: Nie liczyć. Jedno trzeba sobie powiedzieć - wynik jest
parszywy. Oczywiście - da się go odrobić, ale jeden jedyny, nawet
przypadkowo i faktycznie pechowo stracony gol sprawi, że sytuacja
mistrzów Polski zrobi się fatalna.
Dobry pomysł: Wierzyć. Lech nie jest bez szans. Sparta nie pokazała we
wtorek nic wielkiego - ok, zobaczyliśmy kilka składnych akcji, trochę
groźnych strzałów, sporo przemyślanej brutalności i jeden kicz. Sionko
rzeczywiście jest niebezpieczny, Kadlec utalentowany, a Repką można
straszyć dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że długimi chwilami to
Lech wyglądał lepiej. Akcje miał płynniejsze, ciekawsze, po niektórych
obrońcy rywali wyglądali na zdezorientowanych. Jeśli ktoś się przed tym
meczem bał, to naprawdę, dziś już wiemy, że nie ma czego.
Zły pomysł: Nie widzieć. Trzeba też jednak powiedzieć głośno - Lech nie
przegrał pechowo. Przegrał przez własny błąd. Że miał pecha przy strzale
Arboledy? Owszem, ale i miał szczęście przy strzale Sionki w końcówce.
Że niewiele brakowało, a Stilić by strzelił? Ale też niewiele brakowało,
a strzeliłby Kucka. Tych wszystkich błędów w rewanżu być nie może. Bo
wystarczy jeden błąd, jeden gol i marzenia się skończą. Sytuacja nieco saperska, ale cóż, Lech sam ją na siebie sprowadził.
Dobry pomysł: Mieć odwagę. Lech Jacka Zielińskiego gra ostrożniej, niż
grał Lech Franciszka Smudy. Można dyskutować o tym, który gra lepiej,
ale w rewanżu Zieliński musi bezdyskusyjnie wziąć od swojego poprzednika
jedno - odwagę. Bronić naprawdę już nie ma czego. Czekanie na błąd
rywali może okazać się strategią samobójczą. Lech musi Spartę do błędu
zmusić. Trudno mu będzie to zrobić zza podwójnej gardy.
Zły pomysł: Nie mieć sił. Naprawde niepokojące w meczu w Pradze było
jedno - im dłużej trwał mecz, tym bardziej Lech wyglądał, jakby zamiast
grać chciał przetrwać. Piłkarze Sparty z każdą minutą przyspieszali, a Lech z każdą minutą zwalniał. W Poznaniu Lech musi być gotowy na dwie godziny batalii na śmierć i życie. Ligomistrzowa śmierć naprawdę zagląda mu w oczy i każda minuta bez wypruwania z siebie flaków można być jedną z ostatnich minut Lecha w Lidze Mistrzów. Kropka.
Piotr Mikołajczyk