Poligon: Sprawy zagraniczne, czyli obcokrajowcy w polskiej lidze

Francuz, oczywiście, nie jest wzięty liczebniczo, tylko umownie: równie dobrze można by napisać: Anglik, Serb, Belg, Hiszpan, Holender, Niemiec czy Norweg.

- Norweg? Jaka rasa? - Norrrrrrdycka! Ale odczepmy się od tego Norwega, bo tu chodzi tylko o przykład i nawiązanie do problemu, o którym ostatnio piszą wszyscy.

Obcokrajowcy w polskiej lidze. Za dużo ich, a mało, czy w sam raz? Czy musimy korzystać z ich usług, czy nie musimy, czy powinniśmy, czy nie powinniśmy? A jeśli musimy/powinniśmy to dlaczego? Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy? Dlaczego ogórek nie śpiewa? Jest-li w istocie szlachetniejszą rzeczą?

Wiele jest tych pytań, tak wiele, jak wielu jest obcokrajowców polskiej Ekstraklasie. Kluby sprowadzają, testują, kupują... Jeszcze w zeszłym roku pisanie o Legii Cudzoziemskiej było prostsze, a podział rynków jasny. W dużym uproszczeniu: Lech szukał na Bałkanach, Legia szukała w Hiszpanii, a Polonia Bytom na Słowacji. Zagłębie Lubin szukało w Portugalii, a Lechia Gdańsk na Litwiełotwieiestonii. Piast nie szukał, bo go nie było stać, Cracovia nie szukała z powodów ideologicznych, a Wisła Kraków graczy z pola szukała w Brazylii, a bramkarzy na Szrocie (to chyba jakaś wyspa na Adriatyku).

Teraz wszystko się pozmieniało - Lechia szuka w Afryce, Cracovia w Holandii, a Legia - gdzie tylko się da. Wisła już nie szuka w Brazylii, a Arka Gdynia nie szuka wcale, bo już znalazła, a na więcej jej nie stać. Polonię Warszawa stać za to na wszystkich, ale też nie szuka, bo po co, skoro menadżerowie sami pchają się drzwiami i oknami, pokazując, namawiając i zachwalając swój - pardon my Klingon - towar. ''Młody, zdolny i ma oba kolana!'' - krzyczą. - ''Grał w trzecim składzie drugiej drużyny czwartego klubu ichniej ligi''! Albo: ''U nas grał, nam strzelał, wam strzelał, lepszego za ten pieniądze pan nie znajdziesz''!

- A za większe? - pytał wyluzowany prezes Wojciechowski. - Za większe to pozwolę sobie polecić szanownemu panu specjalną ofertę: kongijski Serb, grający od lat w ligach francuskich i włoskich, a suma tych lig wyraża się liczbą dwucyfrową i jestem nawet gotów zrezygnować z prowizji.

Działacze klubowi stawiają sprawę jasno.

- Jesteśmy rozliczani z wyników i kupujemy takich zawodników, którzy są w stanie nam ten wynik zapewnić. - Ale jeśli w meczu wystawiacie ośmiu obcokrajowców, to jeszcze jesteście Wisłą czy już może Dunajem? - zapytali ciekawscy. - Ale my nie jesteśmy Wisła, my jesteśmy Lech! - odpowiedzieli działacze ubrani na niebiesko. - ...Czech i Rus - zachichotali działacze Legii Warszawa. - O, przepraszamy! - obruszyli się działacze Lecha - Nie Rus, tylko Łotysz, a co do Czechów to my akurat nie mamy ich w składzie. - Szkoda, nie? - zadrwili działacze Wisły. - E, nie... Szkoda za to, że nie mamy nikogo z Azerbejdżanu. - odcięli się działacze Lecha - Albo z Estonii... - dorzucili działacze Legii. - Albo z Hiszpanii! - obrazili się krakowianie. - Zaraz, zaraz! - wtrącili się kibice - Ktoś tu mówił o wynikach, przypominam. Zagranicznych zawodników nakupowaliście, a gdzie te wyniki? - No, wiecie... - zająknęli się działacze - To jest sport... - Kupowanie zagranicznych zawodników to jest sport? - przerazili się kibice - To raczej hazard! Ruletka!

Działacze klubowi zdenerwowali się bardzo.

- To kogo mamy kupować? Przecież ktoś musi grać! - Naszych! - wyjaśnili kibice - Polskich! - Co ''polskich''? - nie bardzo zrozumieli działacze. - Zawodników! - kibice tłumaczyli jak chłop kozie na miedzy - Piłkarzy. Polskich. - Gdzie? - zapytali osłupiali działacze

Teraz szczęki opadły kibicom.

- Co ''gdzie''? - Gdzie mamy kupować polskich zawodników? - działacze doprecyzowali pytanie.

Kibice nadal podtrzymywali zdumione szczęki.

- Yyyy... w klubach? - Polskich klubach? - zadrwili działacze? - No, w polskich, polskich... - pokiwali głowami kibice - Polscy zawodnicy, to i w polskich klubach. - Dobre! - działacze pokiwali z uznaniem głowami - Jak wrócimy do domu, to opowiemy żonie, niech się też pośmieje. W polskich klubach. Polscy zawodnicy. Mocne.

Kibice rzucili się do wyjaśniania, że młodzież, że zdolna, że łaknąca, że szanse, że rozwój, że ogrywanie, że kariera, a jeden to nawet mówił o reprezentacji. Działacze już przy szansach dostali ataku śmiechu, ale uprzejmie wysłuchali i odpowiedzieli, że rzeczywiście młodzież, ale już co do łaknąca, są rozbieżności, bo niektórzy łakną rzeczy w sporcie raczej niewskazanych, że zdolną... tak, do wszystkiego. Do ogrywania przez każdego także. Tylko jakoś do gry w piłkę najmniej, bo ma podstawowe braki w wyszkoleniu technicznym, przygotowaniu taktycznym i fizycznym.

- Aha, jasssne - odpowiedzieli kibice - Zwłaszcza Robert Lewandowski, którego ostatnio sprzedano do Borussi Dortmund. - Możecie sprzedawać Lewandowskiego. Mamy Arruabarenę! - zadepeszował dyrektor Trzeciak. - Jeden Lewandowski wiosny nie czyni - wrócili do tematu działacze. - Błaszczykowski, Janczyk, Kokoszka, Jeleń... wyliczali kibice. - Nie spieszcie się tak, bo za 30 sekund skończą wam się nazwiska - zadrwili działacze - Polscy gracze są słabsi, wolniejsi, mniej zdyscyplinowani... - I dlatego Polonia Warszawa kupuje Sobiecha, Sadloka, Smolarka, Tosika, Rachwała, Pietrasiaka.. - wyliczali nadal kibice. - I Bruno - działacze próbowali być bezlitośnie precyzyjni. Ale nie bardzo im to wychodziło. - Aha, a najlepszy w drużynie i tak jest Mierzejewski. W Polonii Bytom Sawala, a nie któryś z miliona dwustu Słowaków, Czechów i innych braci Słowian, w Śląsku Sobota dorównuje Diazowi, a w Bełchatowie rządzą Małkowski z Cetnarskim. - Ale zrozumcie - tłumaczyli działacze - Musimy czerpać z zagranicy, musimy się od niej uczyć, jeśli chcemy grać z drużynami stamtąd i czasem nawet wygrywać. - Na razie czerpiecie, uczycie się, gracie i wciąż bierzecie po grzbiecie - podsumowali kibice. - O, przepraszamy! - obruszyli się działacze Lecha, który w pierwszym meczu wygrał Dnipro. - Z samymi Polakami w składzie też byśmy wzięli - wyjaśniali dalej działacze. - Tego nie wiecie! - przycięli kibice. - Oj, wiemy, wiemy... powiedział działacz w paski i pokazał pamiątkowy szalik z meczu Cracovia - Szachtior Soligorsk. - Ale przez was młodzi polscy piłkarze nie mają nawet szansy rozwoju - wściekali się kibice - Nie mają motywacji do dalszej pracy. Przecież jeśli trenerzy uznają, że słaby obcokrajowiec jest lepszy niż młody zdolny autochoton... - A jeśli jest lepszy? - zapytali działacze - Jeśli jest lepszy, twardszy, więcej widzi i więcej rozumie... - Ale ja potem nie mam z kogo wybierać! - przypomniał o sobie Franciszek Smuda - Jak się nauczą od zagranicznych kolegów, to będzie pan mógł wybierać do woli - działacze uśmiechnęli się uprzejmie do trenera reprezentacji. - Na treningu podpatrzą, w czasie meczu potrenują, a i języków się nauczą - O właśnie, języki! - zwrócili uwagę kibice - dziesięciu zagranicznych w składzie, osiem krajów, cztery języki i jak tu cokolwiek tłumaczyć, skoro trzeba wszystko wyjaśniać albo kulawym angielskim, albo przez sześciu tłumaczy? Nie lepiej tylko polskim zawodnikom i tylko po polsku? - Ech, żeby to było takie proste - westchnęli działacze - Czasem łatwiej kulawym angielskim wyjaśnić coś Brazylijczykowi, Szwedowi i dwóm Węgrom, niż dwóm Polakom po polsku. Opór materii, rozumiecie - A zresztą, jeśli zatrudnia się Czechów i Słowaków, to można oszczędzić i tłumaczyć po polsku - wtrącili działacze z Bytomia. - Albo zatrudnić trenera z zagranicy - dodali działacze z Krakowa - Takiego, który zna angielski i nie musi przekładać. - Musi! Na polski! - domagali się kibice. - E tam. Zagraniczny piłkarz zrozumie nawet bez przekładania na polski, a polski piłkarz nie zrozumie nawet po przełożeniu - działacze nadal byli sceptyczni. - Wprowadzić limity! - kombinowali kibice - najwyżej trzech obcokrajowców na boisku po każdej ze stron! - Oraz po jednym łysym, dwóch leworęcznych i koniecznie po półtorej kobiety - działacze bili przeciwników po głowie ideą parytetów. - Ale w siatkówce to się sprawdza - wyjaśniali kibice. - Siatka na środku też się w siatkówce sprawdza! - zdenerwowali się działacze, którym czasem brakowało argumentów - To co, wieszamy? - Nie! - krzyknął sędzia Stefański - Proszę, nie wieszajcie! Obiecuję, że już więcej panu Cabajowi nic nie zagwiżdżę! - I to by uchroniło polską ligę od napływu emerytów i nieudaczników - argumentowali kibice. - Czyli? - druga strona domagała się konkretów - Czyli Reich na przykład. Albo Labinot Haliti - podsuwali kibice,. - Kalu Uche, Marcelo, Djurdjević - podsuwali działacze - Chinyama, Choto. Mucha - znęcali się, wyliczając dalej. - Beto - zaśmiali się kibice - Descarga, Arruabarena, Tito, Golik - Ntibazonkiza - podsuwali działacze. - Tańsi! - krzyczeli zwolennicy obcokrajowców, pamiętający kontrakty Łukasza Garguły czy Wojciecha Łobodzińskiego. - Drożsi! - krzyczeli ci, którzy pamiętali, ile zarabiali Artur Sobiech, Robert Lewandowski czy Patryk Małecki i jak przydatni byli dla drużyny. - Ambitni! Waleczni! - mówili pierwsi! - Djurdjević! Cleber! - Leniwi, wybierający sobie mecze - mówili kibice, pamiętający zeszłoroczne zachowania Semira Stilicia. - Golono! - Strzyżono! - Słoma! - Siano!

Na kolejny odcinek dyskusji o wyższości zagranicznych świąt Wielkiej Nocy nad tubylczymi świętami Bożego Narodzenia zapraszamy za rok. Nowe przykłady, nowe argumenty, to samo zacietrzewienie i ten sam brak sensownego rozwiązania. Może tak naprawdę wcale go nie ma i jesteśmy skazani na na to, co jest?

Dziś Lech Poznań gra rewanż z Dnipro Dniepropietrowsk. Nie wiem, jak Szanowna Wycieczka, ale ja tam wolę, żeby bramki strzelali bardzo zagraniczni Arboleda, Rudnievs, Injac i Stilić niż żeby puszczał je całkowicie polski, a nawet wielkopolski Kotorowski.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.