Krasić przeszedł niedawno z CSKA Moskwa do Juventusu za 15 milionów Euro. Podróż z Moskwy przez rodzinny Belgrad do Turynu okazała się jednak trudniejsza, niż pertraktacje między klubami i przed serbskim skrzydłowym stanęło widmo spóźnienia się na pierwszy trening nowego klubu - niezbyt wymarzony początek nowego rozdziału w karierze piłkarskiej. Ambasada Włoch w Belgradzie (z której Krasić musiał odebrać specjalne dokumenty umożliwiające mu dostanie się do Italii) była zamknięta z powodu renowacji (sic!). Samolot, którym Serb miał podróżować, odleciał bez niego a kolejny kursowy lot Belgrad-Turyn pozwoliłby zawodnikowi przywitać się ze zmęczonymi po treningu kolegami.
W tej sytuacji niemal każdy piłkarz zdecydowałby się na przyjęcie finansowej kary za spóźnienie (zwłaszcza, że przy tak mocnym alibi byłaby pewnie symboliczna). A jeśli wyniosłaby kilkanaście tysięcy Euro ? Milos Krasić chyba wyjął kalkulator i szybko obliczył, że lepiej będzie zainwestować w czarter do Turynu, zdobyć sympatię szefostwa i zostać bohaterem blogoserwisów sportowych. Udało mu się. Dyrektor sportowy Juventusu, Giuseppe Marotta, przecierał oczy ze zdumienia i rzucił tylko:
Koledzy z Juventusu pewnie Krasicia nie lubią. Wiadomo - gdy jest prymus w klasie, przełożeni oczekują, że reszta grupy będzie równała do tego poziomu. Tymczasem ciężko sobie wyobrazić, że Felipe "strzeliłem samobója, bo przeszkadzały mi wuwuzele" Melo nie skorzystałby z wymówki pod tytułem "remont w ambasadzie".
Spiro