Kiedy sportowiec spotyka Twittera

Wiemy już, co się dzieje, kiedy sportowiec spotyka mydło albo sos do sałatek. Przerywa karierę na czas leczenia. Ale gdy na jego drodze staje serwis społecznościowy, dzieje się coś jeszcze gorszego. Zazwyczaj doznaje kontuzji kieszeni. Ale nie tylko.

Pisaliśmy już o transferowych rozterkach Darrena Benta , oskarżeniach Briana Chinga i skrytotweetowaniu Charliego Villanuevy , ale podobne historie Twitter pisze codziennie. Mam nadzieję, że za samo ich opisywanie nie grozi kara.

Chad Ochocinco (Cincinnati Bengals) - 25 tys. dol.

AP/Mark Duncan

Człowiek, który zmienił własne nazwisko na numer na koszulce i zażartował kiedyś podczas meczu z sędziego, próbując przekupić go jednym dolarem za zweryfikowanie zagrania na swoją korzyść, jest stałym płatnikiem ligi, zapewniającym jej prawdopodobnie połowę budżetu. Za ten ostatni żart zapłacił 20 tys. dol. - musicie przyznać, przebicie mają w NFL niezłe.

W zeszłym tygodniu jego sakiewkę opuściło kolejne 25 tys. dol. Tym razem złamał przepisy, zamieszczając podczas (przedsezonowego) meczu wpisy na Twitterze. Kara nie zrobiła chyba na nim wrażenia, bo po jej orzeczeniu nadal sobie żartował:

Zostałem ukarany przez ligę sporą sumką za tweetowanie, pierwszy raz twitter zamiast na mnie zarabiać, kosztował mnie kasę.

Po chwili namysłu i sięgnięciu po liczydło dodał jeszcze:

Droga NFL przepraszam za tweetowanie podczas meczu, ale właśnie zabrałaś mi dwumiesięczne raty za Bugatti, więcej tego nie zrobię.

Nie postawiłbym na to jednak ani dolara z jego pensji. Prędzej wkrótce zobaczymy go tweetującego podczas przyłożenia - w końcu już nie raz był karany grzywną za przesadne świętowanie zdobycia punktów. A zaledwie w ciągu ostatniego dnia na Twitterze wyzwał Chrisa Browna na pojedynek tańca, pytał Joe Jonasa, gdzie się podziewa, w końcu zaraz zaczyna się sezon i proponował Britney Spears, że - ponieważ w przyszłym roku w lidze będzie lokaut - może pojechać z nią w trasę koncertową w roli tancerza.

Neymar (Santos) - honor

W tym samym czasie, kiedy Ochocinco oberwał po kieszeni, brazylijskiemu piłkarzowi udało się uciec spod topora. 18-latek, który doznał kontuzji, przez co nie grał w meczu przeciwko Vitorii, oderwał się na chwilę od Crasha Bandicoota, żeby obejrzeć spotkanie (przegrane przez jego drużynę 2:4). Gdy arbiter podyktował karnego dla rywali, ukradł mamie z torebki komórkę i napisał:

Sędzia złodziej opuści stadion w policyjnej furgonetce.

Gdy tekst zacytowały lokalne media, a nad Neymarem zawisła groźba kary, szybko skasował wiadomość i jednocześnie opublikował inną, która brzmiała mniej więcej ''To nie ja, ja nawet nie mam telefonu, ja wtedy spałem, a co to w ogóle jest ten Twitter? OMG widzieliście nowy Zmierzch?''. Potem upierał się, że jego konto zostało zhakowane i ktoś inny zamieścił ten wpis. Komisja dyscyplinarna uznała, że nie potrafi udowodnić, że to on i że nowy ''Zmierzch'' rzeczywiście jest super.

Dan Ellis (Tampa Bay Lightning) - sympatia kibiców

Nowy bramkarz Tampy finansowo trzyma się nieźle, ale twitterowymi wpisami miłości fanów sobie nie zaskarbił.

Ludzie gadają że Reggie Bush [gracz NFL] zarabia za dużo kasy... cóż, zasłużył. Tak jak neurochirurg. Bo dojście do tego zajmuje 15 lat więcej, niż wam. Specjaliści tyle zarabiają. Więcej ćwiczą, są lepiej wykształceni albo mają dar. To nie przeciętniacy, jak przedstawiciele innych zawodów, których jest na pęczki.

Ludzie śledzący konto Ellisa natychmiast zasypali jego konto wpisami pełnymi oburzenia (''chirurdzy ratują życia, a ty zatrzymujesz kawałek gumy'', ''Kop sopie dalej dołek, Dan, bo powiem ci, że sympatii kibiców sobie nie zdobywasz'', ''Zawodowi sportowcy opowiadają o swoim ciężkim życiu, co za gówno prawda''.

Ellis chyba jednak kibiców do szczęścia nie potrzebuje, bo z miejsca zabrał się za odpisywanie im. Np. tak:

''witam, postaraj się dyskutować na temat. W twoim mieście są dobre szkoły, może pójdź do jakiejś i potem tu wróć. Nie zablokuję cię na razie, bo fajnie jest się tobą bawić. Błagam, powiedz, że twoje wpisy pisze 5-latek!!!''

Brandon McDonald (Cleveland Browns) - 1,7 tys. dol.

AP/Mark Duncan

McDonald bardzo się podekscytował, gdy kilka tygodni temu usłyszał, że do NFL wrócił Terrell Owens (Cincinnati Bengals), z którym wkrótce się zmierzy. Postanowił zapowiedzieć nadchodzącą rywalizację na Twitterze. Gdyby usunąć z notki wszystkie wulgaryzmy i wyrażenia slangowe, brzmiałaby ona mniej więcej tak:

Streszczając i parafrazując, McDonald groził Owensowi grupowym gwałtem. Ponieważ tekst zniknął po jakimś czasie z jego konta (jak większość feralnych wpisów), jedyną karą, jaka go spotkała, było 1,7 tys. dol. grzywny nałożone na niego przez własnego trenera. Za całokształt. Bonusem do kary było odebranie mu szacunku otoczenia, bo Owens swoją odpowiedzią załatwił rywalowi nową ksywkę:

Kto? Przecież nawet nie wiem, kto to jest. To ten Ronald McDonald?

Brandon Jennings (Milwaukee Bucks) - 7,5 tys. dol.

To tylko przypadki z ostatnich dni. Ale podobnych spraw jest bez liku. Oto jedna z bardziej wstrząsających historii ostatnich miesięcy.

Ostatnie święta nie były wesołe w domu Jenningsów. Gdy kilka dni przed Gwiazdką Milwaukee pokonało Portland Trail Blazers po dwóch dogrywkach, szczęśliwy koszykarz nie zdążył jeszcze wejść pod prysznic, a już świętował zwycięstwo na Twitterze. Problem w tym, że zawodnicy amerykańskich lig zawodowych nie mogą korzystać z serwisów społecznościowych już na pewien czas przed meczem i aż do wyłączenia ostatniego dziennikarskiego mikrofonu na pomeczowej konferencji prasowej. Złamanie tej zasady było warte 7,5 tys. dol. A może jednak nie było warte?

Skasuję mojego twittera. Twitter kosztował mnie 7500. Wygląda na to, że nie będzie Gucciego ani Louie'go na Święta. To kupa kasy, zwłaszcza w okolicach Świąt. Trzeba kupić rodzinie sporo rzeczy. Wygląda na to, że w tym roku nie będzie mnie stać.

Tak napisał na swoim koncie Jennings, ale, wbrew zapowiedziom, nie skasował wtedy profilu. Zrobił to dopiero, gdy wdał się w twitterową kłótnię z Jordanem Farmarem (wtedy jeszcze Lakers, obecnie już Nets). Zrobiło mu się głupio, gdy po pewnym czasie okazało się, że... to nie ten Jordan Farmar, a jedynie ktoś się pod niego podszywający. Najprawdopodobniej Neymar.

Marek Kuprowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.