Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

Już 17 tygodni trwa nasz rozbrat z koszykówką na poważnie. Te minione 7 dni każe jednak podejrzewać, że w nowym sezonie może nas czekać kilka, niezbyt fajnych rzeczy. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której niscy zawodnicy zdarzali się.

Gilbert Arenas (Washington Wizards)

Gilbert ArenasGilbert Arenas GETTY IMAGES/Christian Petersen

Po całym tym zamieszaniu z wymachiwaniem bronią i późniejszymi wygłupami , które dla Arenasa zakończyły się zawieszaniami, karami finansowymi i sprawą w sądzie, Agent Zero (a właściwie Dziewięć) do nowego sezonu przystąpił ekstremalnie wyciszony. Przestał żartować, unikał dziennikarzy, a gdy mówił, mówił dziwne rzeczy.

Po jednym z meczów przedsezonowych powiedział np., że wie iż jest tu tylko aby przekazać schedę Johnowi Wallowi i zostać oddanym do innego klubu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Niby to jasne, ale smutny Arenas to nie Arenas jakiego pokochali kibice. I kiedy już myślałem, że jesteśmy skazani na cały długi sezon bez żadnego gilbertowego wyskoku, okazało się, że nie musimy nawet czekać do jego początku - po przedsezonowym meczu z Atlantą Hawks, w którym nie wystąpił z powodu kontuzji, Arenas z wrodzoną sobie beztroską przyznał, że... uraz lewego kolana udawał, żeby Nick Young mógł wystąpić w pierwszej piątce.

Wiedziałem, że jest trochę sfrustrowany problemami z przebiciem się do podstawowej rotacji, zwłaszcza, że ostatnio gramy często trzema obrońcami, więc powiedziałem mu, że będę udawał kontuzję, albo powiem, iż nie czuję się dobrze, żeby mógł grać od pierwszej minuty.

Wizards tym razem nie czekali na decyzję NBA i sami ukarali swojego zawodnika nieokreślonej wysokości karą pieniężną.

Znów namieszałem, więc chcę powiedzieć ''Przepraszam''. Znów zawaliłem sprawę. Już nigdy tego nie zrobię.

- mówił potem Gilbert. Obiecanki-cacanki - miejmy nadzieję.

Sędziowie

Sędziowie koszykarscy z ligi NBASędziowie koszykarscy z ligi NBA GETTY IMAGES/Elsa

Nie pisałem o tym na łamach PPT, ale jakiś czas temu liga ogłosiła nowe przepisy dotyczące gwizdania fauli technicznych, z których wynika mniej więcej to, że od teraz sędziowie będą mogli wlepiać go kiedy tylko im się podoba. Cytując :

Sędziowie będą mogli gwizdnąć "technika" w przypadku, gdy:

- zawodnik będzie demonstrował swoje niezadowolenie, poprzez wyprowadzanie ciosów w powietrze czy nadmierną gestykulację - zawodnik dyskutując z arbitrem podniesie dynamicznie obie ręce do góry, albo uderzy się w rękę, gdy będzie chciał pokazać w jaki sposób został sfaulowany - zawodnik będzie biegł w kierunku arbitra, nie zgadzając się z jego decyzją - zawodnik będzie krzyczał na sędziego, domagając się odgwizdania przewinienia.

Oprócz tego sędziowie zostali poinstruowani, aby częściej odgwizdywać faule techniczne jeśli uznają, że zawodnik demonstruje niewłaściwą mowę ciała. Mogą też karać graczy, gdy ci będą szli w ich kierunku przez połowę długości boiska, aby wszcząć dyskusję.

Ktoś z was martwił się z tego powodu? Jeśli tak, to słusznie. Oto fragment meczu między Knicks i Celtics, w którym w krótkim czasie odgwizdano 4 faule techniczne, a przypominam, że Rasheed Wallace nie gra już w Bostonie...

NBA. It's stupid, zaiste.

Grant Hill (Phoenix Suns)

Grant HillGrant Hill GETTY IMAGES/Ronald Martinez

Ktoś powinien do powyższej listy rzeczy zagrożonych przewinieniem technicznym dopisać jeszcze zakaz klepania się po tyłkach:

Taaak... w ogóle nie martwię się tymi nowymi przepisami...

Manu Ginobili (San Antonio Spurs)

Manu GinobiliManu Ginobili GETTY IMAGES/Christian Petersen

W ostatnich sekundach meczu przeciwko Los Angeles Clippers, Ginobili zastąpił na chwilę Gregga Popovicha i rozrysował ostatnią akcję Spurs. Co prawda jak się okazało nie uwzględniała ona zabijania nietoperzy w locie , ale i tak wyszła całkiem nieźle...

Jason Terry (Dallas Mavericks)

Jason Terry i Tim DuncanJason Terry i Tim Duncan GETTY IMAGES/Ronald Martinez

Jeden z moich ulubionych blogów o NBA - Ball Don't Lie pokazał niedawno wideo z Jasonem Terrym wykonującym widowiskowy wsad podczas spotkania z Chicago Bulls. Autor zadaje pytanie - kto by pomyślał, że Jason Terry, nawet gdy był młodszy, potrafił dunkować? Kto? Nikt... poza Shaquillem O'Nealem, Tysonem Chandlerem czy Samuelem Dalembertem...

Bo Adonala Foyle'a czy Anthony'ego Randolpha nie będę nawet wspominał.

Retro gracz tygodnia: Armon Gilliam

W tym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

A raczej ''Armen Gilliam''.

Armen GilliamArmen Gilliam GETTY IMAGES/Mike Powell

Najmniej spektakularnymi zmianami imienia w historii ligi nie były wcale ''Akeem - Hakeem'' czy ''Amare - Amar'e'' - ten tytuł należy się naszemu dzisiejszemu bohaterowi, którego kibice koszykówki zapamiętali jako Armona Gilliama (w tym ja i dlatego użyłem jego pierwszego imienia w tytule rubryki), a który pod koniec swojej trwającej od 1988 do 2000 roku kariery postanowił zmienić imię na ''Armen''. Powód? Bo ludzie wciąż źle je wymawiali:

Większość ludzi wymawiało je Ar-MON. Poprawiałem ludzi tak długo, że już mam tego dość. Pomyślałem, że jeśli po prostu wstawię tam ''e'', będzie łatwiej wymawiać je poprawnie. Nie jestem Muzułmaninem. To nie sprawa religijna ani nic takiego.

- tłumaczył Ar-MEN. A jeśli jest coś co lubię bardziej niż dziwne zmiany imienia, to twardzi silni skrzydłowi z lat 90. I w tej kategorii Armen także brylował. Wybrany z 2 numerem draftu przez Phoenix Suns spędził tam 3 lata, podczas których wykręcał średnie na poziomie 16/8. Jeszcze lepiej było gdy na początku sezonu 89/90 przeszedł do Charlotte Hornets - w 85 meczach, jakie tam rozegrał notował blisko 20 punktów i 9 zbiórek. Mimo tego Hornets w połowie kolejnego sezonu lekką ręką (w tym wypadku - czytaj: Mike'a Gminskiego) oddali go do Sixers. Podczas trzech lat spędzonych w Mieście Braterskiej Miłości udało mu się m.in. zagrać w jednej formacji z Charles Barkleyem, a także zagrać przeciwko niemu. O tak zagrać:

W 1993 roku jako wolny agent podpisał kontrakt z New Jersey Nets, gdzie zaczynał jako rezerwowy, ale w końcu wyrósł na jednego z najważniejszych graczy, a gdy Derrick Coleman poszedł do Philadelphii 76ers, także na lidera (najlepsza w drużynie średnia 18,3 punktów). A ponieważ Gilliam chyba nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż 3 sezony, w 1996 roku przeniósł się do Milwaukee, gdzie miał pomagać młodym gwiazdom Vinowi Bakerowi i Glennowi Robinsonowi. Po zgadnijcie-ilu latach w uniformie Bucks, Gilliam przeniósł się jeszcze na jeden, ostatni sezon do Utah.

Już rok po zakończeniu kariery zawodniczej, Armen został trenerem koszykarzy Penn State. Nie odnosił tam zbyt wielu sukcesów i w 2005 roku powrócił z emerytury aby zostać grającym trenerem zespołu z ligi ABA Pittsburgh Xplosion. Ponad 40-letni Gilliam pokazał, że wciąż stać go na dobrą grę - notował 23,8 punktów, 9,1 zbiórek, jego drużyna dostała się do najlepszej szóstki ligi (liczącej 48 drużyn) a on sam wystąpił w Meczu Gwiazd i po zdobyciu 32 punktów i 15 zbiórek otrzymał tytuł MVP tamtego spotkania.

Cóż - ksywy ''Hammer'' nie nadaje się byle komu.

kostrzu

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.