Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Ted Kluszewski

Baseball to dla Polaków sport niemal tak egzotyczny jak wyczynowa uprawa mandarynek. Wprawdzie przybliżaliśmy Wam już kiedyś w naszym cyklu sylwetki kilku ''bacebalistów'' pochodzących znad Wisły, ale było to w czasach, kiedy słowo ''internet'' pisało się jeszcze dużą literą, każdy nowy dzień nie przynosił podwyżki cen papierosów, a życie było zdecydowanie lepsze. Jest jednak jeszcze jedna postać, o której zdecydowanie warto w tej rubryce wspomnieć - w końcu nie każdemu zdarza się się zostać w życiu czterokrotnym ''olstarem''.

Na wieść o tym, że za równo 75 lat w Polsce uchwalony ma zostać Kodeks karny skarbowy rodzice Teda Kluszewskiego - pani Kluszewska i pan Kluszewski rodzą syna. Znaczy robi to dokładnie pani Kluszewska, a równie dokładnie, jeśli chodzi o kryteria geograficzne, tenże cud narodzin dokonuje się w mieście Argo w stanie Illinois, w którym do dziś burmistrzem jest człowiek o swojsko brzmiącym nazwisku, Joseph W. Strzelczyk.

Po ukończeniu szkoły średniej nasz mały bohater miał już dość otaczających go z każdej strony Polaków, postanowił więc zmienić otoczenie, na przykład poznając rdzennych mieszkańców kontynentu północnoamerykańskiego. Wybrał się zatem na studia na Indiana University, gdzie jednak zamiast Indian spotkał tylko graffiti ''Reggie Miller FTW!'' i ''New York Knicks Buuuuu''. To znaczy spotkałby, gdyby tylko nasza opowieść działa się kilka dekad później. Podczas gdy jego rówieśnicy czytali mądre naukowe opracowania Ted, któremu na chrzcie dano imiona Theodore Bernard, grał w futbol amerykański. Gdy oni chodzili do biblioteki, on odbijał w jej kierunki piłki na boisku baseballowym.

Jedną z kilku niedogodności, jakie niosła ze sobą II wojna światowa były ograniczenia komunikacyjne w Stanach, dzięki czemu baseballiści Cincinnati Reds w latach 1943-1945 zmuszeni byli trenować na obiektach uniwersytetu. Gdy zobaczyli tam pochodzącego z Polski olbrzyma, od razu zwrócili na niego uwagę i zaproponowali mu kontrakt. Ted grzecznie odmówił, bo zamiast zawodowo grać w baseball wolał śmigać w futbol amerykański na uczelni. Jedni twierdzą, że był on faktycznie świetnym tight endem (jednym z tych, którzy biegną z piłką zanim nie obudzą się później w szpitalu, jako ostatnie zdarzenie pamiętając kilku biegnących ku nim obrońców), inni że tak naprawdę grał na pozycji ''czołg''.

To, że jego przyszłością będzie wymachiwanie pałką, Kluszewski stwierdził, gdy w roku 1946 skończył studia. Wtedy też podpisał kontrakt z Reds. W 1946 nie wystąpił jednak ani razu, a rok później zagrał dla nich zaledwie 9 razy, co znaczy że nie zagrał w pozostałych 145 spotkaniach. Przez oba te sezony bezlitośnie demolował jednak rywali w niższych ligach i w 1948 23-letniego Kluszewskiego wezwano na stałe do dużej ligi. Według niektórych przez poprzednie lata nie czekano aż podniesie swoje umiejętności, tylko starano się ustalić jak wymawiać nazwisko olbrzyma. W tym momencie należałoby nadmienić, że słowo ''olbrzym'' zostało w poprzednim akapicie oraz poprzednim zdaniu użyte nie na darmo. Kluszewski miał blisko 190 cm wzrostu i ważył 110 kilogramów. W klubowych koszulkach ekipy z Cincinnati odrywał rękawy, bo nie mieścił się w nich jego biceps. Słynny trener baseballowy Leo Durocher poproszony kiedyś o wymienienie najsilniejszych zawodników w baseballu pominął na swojej liście Kluszewskiego. Zapytany dlaczego, odpowiedział tylko ''Kluszewski? Ja tutaj mówię o LUDZIACH!'' .

Kiedy Amerykanie nie wykorzystywali jego potężnego uderzenia do zestrzeliwania radzieckich Sputników, pozwalali mu grać w baseball i nosić przydomek Big Klu. Czasem robił to nawet jednocześnie, a jak już wiecie od 1948 dane było mu to czynić u boku gwiazd baseballa. Wejście w ich poczet nie zajęło Tedowi dużo czasu. Już w 1950 był bowiem 18. w głosowaniu na MVP sezonu, a dwa lata później poprawił lokatę o jedną pozycję. Wtedy też zaczął obnosić się ze swoimi umiejętnościami, a przeciwnicy przyzwyczaili się, że kiedy jeden z nich rzuca w kierunku Teda, reszta może lecieć za stadion czekać na odbitą przez niego piłkę. Notoryczne home runy zrobiły z Kluszewskiego gwiazdę i sprawiły, że cztery razy z rzędu grał w Meczu Gwiazd (1953-56) i był w czołówce zawodników walczących o tytuł Najbardziej Wartościowego Gracza. Swój najlepszy sezon rozegrał w 1954, gdy najczęściej w całej MLB posyłał piłkę tam, gdzie łapacze nie dochodzą (49 razy), a w boju o MVP uległ tylko legendarnemu Willie'emu Maysowi.

Żeby nie było tak różowo, Kluszewskiego męczyły kontuzje, które skutecznie ograniczały liczbę rozgrywanych przez niego spotkań. Na domiar złego, chociaż Big Klu dwoił się i czworzył, jego drużyna nie potrafiła ani razu zbliżyć się do pierwszego miejsca w konferencji National League, a przed wprowadzeniem playoffs w 1969 tylko ono było przepustką do World Series, czyli rozgrywanego przeciw mistrzowi konferencji American League finału MLB. Po przeszło dekadzie w Cincinnati Ted postanowił zrobić to, co wielu weteranów na koniec kariery, czyli zwiedzać. Wycieczkę zaczął od Pittsburgha, gdzie dla Pirates zagrał sezon 1958 i zaczął kolejny, ale kończył go już w barwach Chicago White Sox. Był to manewr, po którym Karl Malone i Gary Payton z uznaniem kiwaliby głowami. Rozgrywki AD 1959 ekipa z Wietrznego Miasta zakończyła z najlepszym bilansem w American League, co dało jej awans do finału. Niestety, finału przegranego z Los Angeles Dodgers. Kolejną i ostatnią już przeprowadzkę nasz mały wielki bohater zaliczył w 1961, śmigając aż na drugi koniec Stanów. W rozszerzonym drafcie wybrali go bowiem świeżo utworzeni Los Angeles Angels, w których był prawdziwą gwiazdą. Pierwszy sezon Aniołów w MLB był ostatnim Kluszewskiego, który w wieku 36 lat odwiesił cichobiegi na kołku. I tu kończy historia Teda-zawodnika.

Tu zaś zaczyna się historia Teda-trenera, gdyż Klu po zakończeniu kariery nie zerwał z baseballem, ale wrócił do Cinncinati, gdzie wszedł w skład sztabu szkoleniowego Reds. Była to najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć, gdyż w pierwszej połowie lat 70. zespół ten rządził i dzielił w National League, którą w latach 1970-76 wygrywał aż cztery razy, awansując do World Series. Połowę z tych awansów przekuto na mistrzostwa MLB, które powędrowały także na konto trenującego pałkarzy Teda. W 1979 powierzono mu uczenie wymachiwania kijem w niższych ligach, co czynił przez siedem lat. W 1986 doznał bowiem rozległego ataku serca, który wymusił na Kluszewskim ostateczne pożegnanie się ze sportem.

Niestety, jego zdrowie nie zdołało się szczególnie polepszyć i Ted pożegnał się ze wszystkim innym już dwa lata później. Nie został jednak zapomniany. Władze Reds niemal natychmiast zastrzegły jego numer - 18. Kiedy zaś w 2003 zespół doczekał się nowego stadionu - Great American Ball Park - stanął przed nim pomnik Kluszewskiego.

Andrzej Bazylczuk & Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.