Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

Trzeci tydzień 47. sezonu NBA udowodni nam, że koszykarze są w stanie dokonywać niesamowitych wyczynów i to w krótszym czasie niż myśleliśmy. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której całkiem nieźli w kosza power forwardzi Utah Jazz, zdarzają się.

Kevin Love (Minnesota Timberwolves)

GETTY IMAGES/Chris Graythen

Zagadka: Co to jest? Białe na pomalowanym jedzie po niebieskich? Kevin Love zbierający 31 piłek i rzucający 31 punktów przeciwko grającym na wyjeździe New York Knicks. Takiej dominacji pod koszem kibice NBA nie uświadczyli od 28 lat - wtedy to Moses Malone miał 38 punktów i 32 zbiórki. 30/30 zaliczali jedynie absolutnie wybitni gracze i nie umiejsza tego wcale fakt, że taki Wilt Chamberlain miał podobnych spotkań 24. W jednym sezonie. Debiutanckim. Tak czy siak osiągi Love'a wgniatają w fotel mocniej niż zrzucony z ósmego piętra zaraz po obiedzie Eddy Curry. Gracz Wolves był w takim zbiórkowym transie, że oprócz wspomnianych 31 piłek zebrał także:

- Apostrof z imienia Amar'e Stoudemire'a.

- Dwanaście koszy ułomków.

- Autografy Bohdana Gadomskiego i Bu Bu Mon Cheri Adorea .

- TĘ kartę Chrisa Mullina, prawdopodobnie najlepszą kartę w historii kart koszykarskich:

- Trzech point guardów, co szczególnie wprawiło w zadowolenie generalnego menadżera Wolves, Davida Kahna.

Paul Millsap (Utah Jazz)

Paul MillsapPaul Millsap GETTY IMAGES/Christian Petersen

Jeśli Kevin Love nie zasłużył na wyróżnienie za najlepszy indywidualny występ minionego tygodnia, to tylko dlatego, że w meczu z Miami Heat Paul Millsap zrobił drużynie LeBrona, Wade'a i tego trzeciego, którego nazwisko jakoś wyleciało mi z głowy, to co każdy szanujący się wiking zrobiłby bezbronnej wiosce, każdy szanujący się Darko Milicic swojej koszulce , albo każdy szanujący się Tracy McGrady San Antonio Spurs . Millsap na drodze do rekordu kariery (46 punktów) miał w ostatnich 28 sekundach regulaminowego czasu gry trzy trójki i dobitkę tuż przed syreną kończącą, dzięki czemu doprowadził do zwycięskiej dla Jazz dogrywki.

W hołdzie ''Fruwając pod koszem'', które kiedyś wyliczyło, że gdyby Tracy McGrady grał przez cały mecz tak jak w 33 końcowych sekundach meczu ze Spurs, to zdobyłby 1069 punktów, nie omieszkam napisać, że gdyby Paul Millsap grał tak przez cały mecz, to zdobyłby 1131 punktów.

David Lee (Golden State Warriors)

David LeeDavid Lee fot. Christian Petersen/Getty Images

Zemsta jest słodka, ale niekoniecznie higieniczna. David Lee w pierwszym meczu przeciwko byłej drużynie w Madison Square Garden zagrał znakomicie i jego 28 punktów i 10 zbiórek było głównym powodem porażki Knicks. A jakby pozbawienie Nowojorczyków zwycięstwa nie wystarczyło, w ramach bonusu pozbawił jednego z nich, Wilsona Chandlera, zęba:

I tu następuje tak zwana ''śmieszna'' część. Chandler wykonując międzynarodowy gest prawdziwych twardzieli nie wypluł całego ubytku - okazało się, że jego część została w łokciu Lee i spowodowała zakażenie, które wyłączyło power forwarda Warriors z gry na niesprecyzowany jeszcze okres czasu.

Josh McRoberts (Indiana Pacers)

Josh McRobertsJosh McRoberts GETTY IMAGES/Harry How

''Damn You Josh McRoberts'', ''Josh McRoberts ruins everything'' - takie nagłówki można było przeczytać po prawdopodobnie najlepszym meczu w wykonaniu Pacers od czasu kiedy Chris Mullin pozował jeszcze w basenie do zdjęć na karty koszykarskie, a ściągacze skarpet Rika Smitsa były najwyższym punktem USA na wschód od Gór Skalistych. Pacers zagrali jak koszykarze z gry komputerowej, albo nawet lepiej - zwłaszcza w trzeciej kwarcie, w której zdobyli 54 punkty trafiając 20 z 21 rzutów. No właśnie - 20 z 21. Bo w ostatniej sekundzie kwarty Josh McRoberts postanowił rzucić sobie nic nie znaczącą trójkę psując kwartę idealną.

Nie wiedziałem. Próbowałbym wtedy oddać piłkę Mike'owi Dunleavy'emu. Ale to chyba dobry rekord do zepsucia.

- tłumaczył swój rzut McRoberts. I miał rację. Przynajmniej w tej części z Dunleavym, który w tamtej kwarcie nie tylko przypomniał 94% fanów NBA, że wciąż gra w koszykówkę ale był tak gorący, że zdobył 24 punkty, w tym pięciokrotnie rzutami zza linii 3 punktów.

Nie zdawałem sobie sprawy (z naszej skuteczności) do czasu aż kwarta się skończyła, w innym wypadku prawdopodobnie pobiegłbym tam i ukradł mu piłkę.

- tłumaczył rzut McRobertsa Dunleavy. Niby ciężko się na McRobertsa złościć po takim meczu, ale obejrzyjcie sobie skrót tej kwarty i przyznajcie, że widząc jego rzut na koniec, czujecie się jak oglądając ''Znaki'' w momencie gdy Shalmayan postanowił pokazać obcych w pełnej ''krasie''.

Zach Randolph (Memphis Grizzlies)

Zach RandolphZach Randolph GETTY IMAGES/Chris Graythen

Powitajmy wszyscy naszego ulubionego Zacharego w panteonie autorów najgłupszych wypowiedzi w historii NBA. Do takich klasyków jak ''Gdy Detroit zdobywa więcej niż 100 punktów i utrzymuje drugą drużynę poniżej 100 punktów, prawie zawsze wygrywa'' (Doug Collins) czy ''Obrócimy losy tej drużyny o 360 stopni'' (Jason Kidd) trzeba dodać wypowiedź podekscytowanego Randolpha po zwycięskim meczu Grizzlies nad Suns:

Po prostu graliśmy przez cały mecz. Graliśmy pełne 42 minuty.

Ups. Podejrzewam jeszcze, że Randolph myśli, iż czas na rozegranie akcji to 17 sekund.

Retro gracz tygodnia: Duane Causwell

W tym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Duane CauswellDuane Causwell GETTY IMAGES/Otto Greule Jr

Duane Causwell był jednym z tych zawodników, których nie pamiętam aby widział w akcji (przynajmniej za czasów gry w Sacramento Kings - Królowie sprzed ery Chrisa Webbera raczej rzadko byli bohaterami ówczesnych transmisji meczów) i moja wiedza o ich istnieniu opierała się na lekturze różnych ''Skarbów kibica'' czy przeglądaniu kart koszykarskich. Z jego statystyk dało się wysnuć jeden przewodni wniosek - nieźle blokował. W swoim najlepszym, drugim sezonie w NBA, kiedy przebił się do pierwszej piątki Kings notował w 80 meczach po 2,7 czap (przy 8 punktach i 7,3 zbiórkach) - był to siódmy wynik w lidze a 215 bloków było wtedy rekordem klubu z Sacramento. Niestety obiecujący początek kariery został w kolejnych dwóch latach stłamszony przez kontuzje. Od tamtego momentu w każdym następnym sezonie gry w Kings, minuty gry i osiągi Causwella malały. Gdy podpisywał kontrakt z Miami Heat w 1997 roku był po sezonie na poziomie 2,6 pkt/2,8 zb./0,8 blk w 12,6 minut. Na Florydzie, gdzie miał był rezerwą dla Alonzo Mourninga, te liczby jeszcze bardziej zmalały, tak jak ilość występów z powodu kontuzji i nie łapania się do składu. Po sezonie 2000/01, były numer 18 draftu z uczelni Temple zakończył karierę.

Przez kolejne 8 lat znów nie wiedziałem co się dzieje z Causwellem, tyle, że tym razem zniknął także ze skarbów kibica. Pojawił się dopiero w 2009 jako producent i twarz reality show ''America's Top Baller'' (czytaj ''tap balyr'' - przyp. Joanna Krupa).

Niestety program natrafił na coś w stylu młodego Duane'a Causwella ze strony stacji telewizyjnych, bo do tej pory próby sprzedania go natrafiają na ''czapy''.

kostrzu

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.