Twarzowcy z Barcelony, czyli inne odcienie wielkiej Blaugrany

Barcelona górowała wczoraj nad Realem w każdym aspekcie, również aktorskim. Dawno nie widzieliśmy dwóch tak twarzowych nurków w jednym spotkaniu (Guardiola, Messi). Uświadomiliśmy sobie, że to nie pierwszyzna - Duma Katalonii od dawna posiada w składzie piłkarzy, którzy potrafią symulować bokserski nokaut.

Gwoli przypomnienia, podczas wczorajszego El Clasico trener Barcelony, Pep Guardiola miał małą konfrontację z Cristiano Ronaldo. Portugalczyk odepchnął go, a ten złapał się za twarz (ta go aktualnie najbardziej bolała, pewnie ząb, albo zafascynowanie Norbertem Meierem ). Następstwem tego dramatycznego aktu była scena zbiorowa w okolicach linii bocznej, gdzie piłkarze obu ekip przekonywali się nawzajem, kto powinien dostać w przyszłym roku Oscara.

Później Leo Messi skonfrontował się z ramieniem Ricardo Carvalho. Kontakt był, faktycznie. Naszą uwagę bardziej jednak zwróciła siła ciosu, która zadziałała z 2-sekundowym opóźnieniem - zawsze w takich momentach przypominają się lekcje fizyki albo Fish Slapping Dance w wykonaniu Monty Pythona.

I cóż, można by było uznać, że to przypadek. Dwa twarzowe nurki w jednym meczu. Ale takie przypadki chodzą po piłkarzach Barcelony, tych z przeszłości dalszej i bliższej. Jesteśmy dalecy od sugestii, że słynna La Masia uczy tego typu zagrań z pasją, jaka towarzyszy podawaniu do siebie piłki przez pół godziny non stop. Ale coś jest na rzeczy - gracze Barcelony umieją łapać się za twarz. Najsłynniejszym aktorem tego typu był Rivaldo. Jego upadek z mundialu w Korei i Japonii, niczym po serii z automatu bohatera Popiołu i Diamentu , należy do klasyki kina akcji.

Równie sprawnie posługiwali się własną twarzą Luis Figo i Thierry Henry. Pierwszy z nich umiejętność tę nabył zapewne "na deskach" Camp Nou. Drugi na Camp Nou znalazł się dzięki takim i innym możliwościom aktorskim, a biorąc po uwagę aktualne miejsce zamieszkania, Broadway stoi dziś przed nim otworem.

Spiro

Copyright © Agora SA