Gry planszowo-stołowo-sportowe z naszego dzieciństwa

Stwierdzenie, że to właśnie dzięki nim zainteresowaliśmy się sportem, byłoby dość ryzykowne. Jednak zanim poszczególne dyscypliny zaczęliśmy uprawiać bądź oglądać w telewizji, poniższe gry sprawiały, że sportowa rywalizacja była czymś namacalnym, czasem przyjemnym, a czasem doprowadzającym do łez. Kochani, oto one - małe boiska naszych małych karier piłkarskich, koszykarskich, hokejowych etc.

Piłka nożna zwana Brzdękiem, Piłkarzykami, albo Sprężynkami

Nie była to gra dynamiczna. Jeśli trafił się skrupulatny, precyzyjny w podaniach przeciwnik, na swój ruch czekało się parę minut. Zasady proste - każdy z piłkarzy umieszczony był na sprężynce i w okrągłym (choć nie zawsze) dołku o promieniu paru centymetrów. Piłka turlała się od piłkarza do piłkarza po kopnięciu - odgięciu piłkarza w odpowiednią stronę. Sztuką było celne podanie, przeniesienie piłki na stronę przeciwnika. Jedyni ruchliwi zawodnicy na boisku byli bramkarzami, suwało się ich po torach wzdłuż bramki, ale daleko było im do gibkości Jerzego Dudka. Skrzydłowi po prostu stali i czekali na podanie, Kuba Błaszczykowski nie mógłby się tu wykazać. Rozgrywający dysponowali umiejętnościami stoperów, a stoperzy nic nie mogli zrobić, jeśli piłka sama w nich nie trafiła. Najciekawsi byli napastnicy, bo można było liczyć na ich precyzję, albo na nos, tudzież piszczel przy rykoszecie. Grywalność mimo wszystko była niesamowita, a emocje siadały dopiero z pierwszą pękniętą sprężyną. Gdzieś w piwnicach, na strychach leżą te zielone rynienki, z powyrywanymi piłkarzami i bez piłki. Smutny to widok, ale wspomnienie pierwszorzędne.

Hokej zwany Hokejem albo Suwakami

Paradoksalnie bliższy niż wcześniej wspominane Sprężynki popularnej grze w Piłkarzyki . Sterowanie zawodnikami było bardzo podobne - wystające ze ścian uchwyty dawały ci możliwość przemieszczania się po określonym torze i strzelania/podawania krążka. Oczywiście daleko mu było do prawdziwego hokeja, kontakt między zawodnikami znikomy, a kontuzje częściej przytrafiały się pokrętłom, niż graczom. Irytujący bywał wypadający poza lód krążek, irytowało przetrzymywanie go przez przeciwnika przy bandzie. Ale te złe emocje można było sobie szybko odbić strzelając bramkę - te wpadały naprawdę efektownie, jak w NHL. Najlepsi zawodnicy potrafili przeprowadzić składną, płynną akcję, jak z Youtube'a. Sporo w tym było radości i sporo nerwów. Wspomnienia bardzo pozytywne, sympatia do hokeja zaszczepiona na lata.

Koszykówka zwana Koszykówką w kloszu

Inny kaliber grywalności, w zasadzie rozrywka najwyżej na parę dni-tygodni. Ale kto miał, ten grał. Za koszem znajdowały się klawisze odpowiedzialne za poszczególne pola - wciskając odpowiedni klawisz z odpowiednią mocą mogłeś liczyć na to, że piłka znajdzie się w obręczy. Jeśli zrobiłeś to za mocno - trafiała w klosz zamiast w kosz. I w zasadzie na tym się zasady tej gry kończyły. Nie ona uczyniła nas fanami NBA, ale zmobilizowała, by sprawdzić się w rzeczywistości, z tym wielkim pomarańczem w dłoniach.

Carrera Digital zwana Wyścigówkami albo Formułą 1

Najbardziej zaawansowana technicznie, najbardziej pobudzająca wyobraźnie, ale najmniej grywalna spośród gier w tym zestawie. Cała zabawa zaczynała się od konstruowania toru - jeśli dysponowałeś odpowiednią ilością części, mogłeś zbudować małą Imolę w domu. Tor miał dwa rowki, w rowkach umieszczało się wystającą część (trochę jak miecz w łódce) samochodu, który oprócz tego napędzany był energią elektryczną płynącą wokół rowka. Gdy już ułożyło się fajny kształt toru (na zdjęciu jest najbardziej podstawowy) można było chwycić za piloty (czyli de facto pedał gazu) i ruszało się w trasę. Mniej wprawieni kierowcy wypadali na pierwszym zakręcie - pedał gazu wciśnięty do dechy oznaczał kraksę. Ale po odpowiednim treningu (tu pałeczkę przejmowali dorośli) można było się ścigać. Dla dziecka to była bardziej zabawa klockami, niż zawody sportowe. Ale dziś? Gdyby tylko ktoś nam dał możliwość przejechania się tymi samochodami ponownie...

Mini Bilard zwany Bilardem

Chyba najbardziej żywotna gra naszego dzieciństwa, bo grywało się w nią jeszcze w szkole, w późnej podstawówce, na nudniejszych lekcjach, w zasadzie do czasu, aż pogubiły się bile. Nie była to rozrywka tak porywająca, jak inne z gier znajdujących się na tej liście, ale przez swoje gabaryty (czasem były to rozmiary komórki) można było ją uprawiać w różnych dziwnych miejscach. Sentyment równy temu związanemu ze Sprężynkami, czy Hokejem. Tęsknota porównywalna z tą związaną z Wyścigówkami.  Ale cóż, te czasy gdzieś odeszły i chyba nie wrócą. Obecność tych gierek na dzisiejszych półkach sklepów z zabawkami w ogóle nas nie pociesza.

Zachęcamy was do dzielenia się w komentarzach swoimi wspomnieniami związanymi z tymi i podobnymi gierkami. Na pewno macie tych wspomnień sporo, a temat chyba jest niewyczerpalny...

Spiro

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.