Siedem brzęknięć koto po ćwierćfinałach Pucharu Azji

Azjatyckie zmagania podkręcają temperaturę. Na polu bitwy zostały już tylko cztery reprezentacje i każda ma zamiar pamiątkowy wazon zabrać do swojego domu. W ćwierćfinałach można było obejrzeć jeden epicki show, jeden mecz solidny i dwa średnie z dogrywkami. Do tego należy dodać przebudzenie znajomka Polaków, wielkie wąsy i niedowidzącego arbitra.

Spektakl na trupie gospodarza

To był show! Jeżeli ktoś poświęcił chwilę na obejrzenie meczu Kataru z Japonią, to na pewno nie żałuje. Gospodarze do spółki z Samurajami zgotowali kibicom kapitalny spektakl. Było w nim wszystko, co w dobrym meczu być powinno - szybkie tempo, piękne akcje, cudowne gole i dramaturgia. Jeszcze w 70. minucie Katarczycy prowadzili 2-1. Do tego, od 64. minuty gospodarze grali w przewadze po (wątpliwej) czerwonej kartce Maedy. Ku ich rozpaczy w 71. minucie bramkę, drugą w tym meczu, zdobył Kagawa, a po jego akcji w ostatnich sekundach spotkania gola zdobył Inoha. Piękny mecz i wielkie emocje. Katar odpada, ale wstydzić się nie musi. Japonia gra dalej, ale powinna uważać, bo w półfinale Korea może nie dać się dwukrotnie spoliczkować w ciągu dwudziestu minut.

Nie wiem, nie widzę zarobiony jestem...

Z drugiej jednak strony, gdy widziałem sposób, w jaki mecz Katar - Japonia prowadzi Malezyjczyk Subkhiddin Mohd Salleh, to jako żywo stanęły mi przed oczami popisy Byrona Moreno i Ghamala Ghandoura na cześć i chwałę Korei Południowej podczas MŚ 2002. Jeżeli Katarczycy podczas swojego mundialu zaserwują nam powtórkę z rozrywki, to obiecuję, że odszukam winnych nawet jeśli ukryją się gdzieś w Andach.

Dzień konia

Choć wydawało się, że świetnie dysponowany Uzbekistan pożre Jordanię z gracją dyplomaty wciągającego koreczki na rauciku, to na boisku nie wyglądało to już tak różowo. Podopieczni Wadima Abramowa długo męczyli się z jordańskimi zasiekami. Jednak zaraz po przerwie dwukrotnie do jordańskiej bramki trafił Ulugbek Bakajew. I to w ciągu dwóch minut !

Uzbecki bohater to ciekawy zawodnik. Dwukrotnie zdobywał tytuł króla strzelców ligi... kazachskiej (2004 i 2010). W 2000 roku jako 22-letni chłopak uzbierał 21 goli dla uzbeckiego FJ Buxoro. Okazało się to przepustką do ligi rosyjskiej. Młodego zawodnika kupił CSKA Moskwa, ale jednak Ulugbek nie zagrzał tam długo miejsce. Skierowano go do Torpedo Moskwa (znów fiasko), potem krążył między ojczyzną a Rosją, ale dopiero wyjazd do Kazachstanu podział na niego ożywczo. Szybko stał się gwiazdą tamtejszego Tobołu Kostanaj. W jego barwach zagrał... przeciwko Groclinowi w Pucharze UEFA (sezon 2007/2008). Potem wrócił na chwilę do ojczyzny (Bunyodkor Taszkent), a ostatnio znów bawił w Tobole. Ma jeszcze chwilkę, by wypromować się podczas Pucharu Azji.

Wąs naszym przyjacielem jest

Ktoś powie, że to głupie, ale mi zaraz cieplej na sercu, gdy widzę, że trener reprezentacji Uzbekistanu Wadim Abramow czerpie garściami z polskiej myśli fryzjerskiej. Wszak wąs i płetwa to stałe atrybuty mieszkańców nadwiślańskiej krainy.

Wadim Abramow wie co dobre

Harry, pamiętam cię jak byłeś taki malutki

Nie twierdzę, że Harry zniknął zupełnie, ale przez to, że trzy lata temu zamienił będący na świeczniku Liverpool na skutecznie unikające Ligi Mistrzów tureckie Galatasaray Stambuł, to słychać o nim jakby mniej. Australijczyk podczas Pucharu Azji udowadnia, że jego myśli nie biegną jednak jeszcze w kierunku domku na prerii. Choć nie rusza się już tyle co kiedyś, to imponuje opanowaniem i zimną krwią. W wyrównanym meczu z Irakiem zdobył bramkę po precyzyjnym uderzeniu głową, co nie zdarzało mu się dotychczas zbyt często. Lata Australijczykowi lecą, a ja przecież pamiętam jak dziś, gdy Kewell w bujnej grzywie dyrygował młodocianą bandą z Leeds. Ech...

Kiedyś miałem dłuższe włosy

Irański kombinat powstrzymany

Żarło, żarło i zdechło. Sprawnie działająca irańska machina okazała się niewystarczająca na jeszcze sprawniej funkcjonujący układ koreańskich podzespołów. Południowi Koreańczycy robili to co zawsze - byli do bólu regularni, uporządkowani i wydajni. Irańczycy konstruowali akcje, próbowali gry kombinacyjnej, ale to wszystko i tak na nic, bo bramki przeciwników strzegł Jung Sung-Ryong. Golkiper ten grał już podczas MŚ 2010, ale wtedy nie zaprezentował niczego szczególnego. Teraz udowadnia, że jego naród nie musi chodzić w żałobie po Lee Woon-jae . Imponująco wypadła również obecność na boisku młodziutkiego napastnika Yoon Bit-Garam (ur. 1990). Na boisko wszedł on na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry, a w 105. minucie zdobył bramkę na wagę awansu. Piękną bramkę , należy dodać.

Półfinał na ostrzu

Japonia - Korea Południowa i Uzbekistan - Australia (oba mecze 26 stycznia). Pierwsze spotkanie to azjatycka klasyka przerabiana już milion razy. Nie podejmuję się wskazania faworyta, ale coś podpowiada mi, że lepiej uporządkowani Koreańczycy mogą dać radę trochę dzikim w Katarze Samurajom. W drugiej parze kibicować będę Uzbekom, choć międzynarodowe doświadczenie stoi za Socceroos.

Przemysław Nosal

Copyright © Agora SA