Ech, mundial 1994, to były czasy. ''Boski kucyk'' pokazał na nim dlaczego jest boski. Na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem poskromił Hiszpanię, mimo że ta wcześniej prezentowała się świetnie. Gdyby tylko Baggio nie pomylił się strzelając karnego w finale, to Boski stałby się jego oficjalnym przydomkiem.
Jedną z bramek w tym świetnym spotkaniu strzelił Francisco Javier de Pedro. Pamiętam, że miał on stać się jedną z kolejną megagwiazd hiszpańskiej piłki. W Realu Sociedad był idolem. Występował w tym klubie przez 11 lat. Gdy zdecydował się zmienić klub, już była woda po ogórach. W żadnym zespole - Blackburn Rovers, Peruggii, IFK Goteborg (!), Ergotelisie i Burgos - nie zabawił więcej niż pół roku.
Ten skrót przypomniał mi jak bardzo tęsknię za Abelardo - człowiekiem, który ze swoją twarzą mógłby być modelem w reklamach odzieży dla mnichów.
Sparing odbył się w marcu 2008 roku. Wygrali Hiszpanie po przecudownej bramce Davida Villi. Reprezentacja z Półwyspu Iberyjskiego nie wiedziała jeszcze, że...
... trzy miesiące później odprawią Włochów po karnych na EURO 2008. A później już zostały dwa skoki do złotego medalu.
Historia najnowsza, a w niej przecież Hiszpania za często nie przegrywa. Tym bardziej jest case pod rozwagę.
Przemysław Nosal